wakacje 2021
Myślałem o wpisie. Ale, o czym on ma być?
O wakacjach na antybiotyku, choć
pewnie to był wirus – wszyscy się zarazili przecież, a bakteriami nie tak
łatwo. Nie biegałem po kuchni i łazience w apartamencie, jak dziki lub lunatyk,
liżąc wszystko na swojej drodze. Może o dziwnym marszu równości w Krakowie, ale
jednak przejście przez rynek – pod trybuną jadu Jędraszewskiego – co za przyjemność!
No i ten S’ tak cudownie giętki i
wibrujący w rytmie muzyki w Papudze. Bosch tak to jest mieć 19-20 lat? Co za
wspomnienia… Ale to miasto bardziej niż inne w tym kraju, ma tych chłopców dużo
bardziej czystych i potrzebujących odkucia od rzeczywistości swoich siermiężnych,
podgórskich, radykalnych wioch, niż cała reszta tej zblazowanej mieszaniny… Co
zabawne to już drugi Krakus poznany z dokładnie tej samej górskiej wiochy –
który wybrał ucieczkę do stolicy małopolski. A jednak nasz znajomy sprzed ponad
dekady – nie wyrobił w Krakowie i już wiele lat temu uciekł stamtąd do stolicy europejskiego
gejowstwa. Tylko, do której zapytacie? Do tej najbliższej jego sercu, byle
najdalej od tych gór. Ale mam wrażenie, że Kraków przez te ostatnie lata albo
zlewaczał albo pokolenie S’ ma już totalnie wywalone. Nie tylko, zatem młodości
mu zazdroszczę i tej gibkości i jędrności, ale i odwagi i braku uprzedzeń – wszystkiego,
czego mi brakowało – z czym musiałem toczyć wojny. Ale dziś jest netflix –
młodzież ma zupełnie inne wzorce, szczególnie ta z miejskich, liberalnych
banieczek. Za moich czasów nawet nie było banieczek – był monolit szarej masy,
był w nim jakiś ferment, ale to nie było to, co dziś…
Dłuższe wakacje, na których wszystkich
zaraziłem, spędziliśmy z Natalią Oreiro i jej Żoną. A wirusa na pewno złapałem
w tej krakowskiej Papudze, gdzie liczykrupy w dobie wirusa naładowały tyle
ludzi, że nie było jak palcem ruszyć. Po ścianach ociekała woda z ludzkiego
potu. I ten S’ mokrusieńki od tanecznych wygibasów… Z dziewczynami przesiedzieliśmy
ponad tydzień w Świnoujściu – bawiliśmy się mimo mojej niemocy całkiem dobrze.
Odbyliśmy wspólną pielgrzymkę przez całą wyspę Wolin do Dziwnowa, gdzieśmy się
poznali na pięknym PRL-owskim przystanku PKS w 2009 roku. Kupa lat! A
przystanek zastąpiła nowoczesna wiata. Dziewuchy nas zaaktywizowały i otworzyły nasze
oczy na coś więcej poza bezmyślną konsumpcją. To ważna relacja w naszym życiu i
jestem szczęśliwy, że tak potoczył się nasz los wtedy przed wieloma już laty…
Nie tylko jędrność i gibkość ma znaczenie – czasem jest coś więcej, co daje nam
spełnienie… Może to być ziołowy wieczór na plaży w sąsiednim kraju. Rum dolany
do kawy. Ostra wymiana poglądów. Zwykła obecność obok kogoś bliskiego…
No tak, miała wyjść notka a
wyszło cholera wie co?
Komentarze
Prześlij komentarz