Space Oddity 1969-2019
Bosh, to już podobno 50 lat od czasu ukazania się albumu Space Oddity, czyli od punktu zwrotnego w karierze Davida Bowie. Ten album, choć ukazuje się w roku 1969 - w czasach eksplozji milionów zespołów doby rewolucji seksualnej - przemyka ciut niepostrzeżenie. Ale choć początkowo nazwany jedynie nazwiskiem artysty (Bowie wydał swój debiut pod nazwiskiem w 1967 roku, w zasadzie Space Oddity początkowo, jest niejako albumem David Bowie 2, który ma wymazać ze świadomości słuchaczy pierwotne wydawnictwo) - zawiera materiał piorunujący, w porównaniu z debiutem. Bowie zmienia całkowicie swój pierwotny styl muzyczny z kabaretowej-groteski do w pełni dojrzałego stylu nowej fali, hipsowsko-folkowego rockmena. Space Oddity, tytuł ten pojawia się w reedycji albumu z 1972 roku, wydanej w głównej mierze na potrzeby podboju wielkiego Świata za wielką wodą - jest zapowiedzią/objawieniem geniuszu Davida. Bez tego albumu i bez zachwytu artysty nad możliwościami jakie niesie sceniczna kreacja - młodziutki chłopak marzący o karierze barda w amerykańskim lub francuskim stylu - nigdy by nie przedefiniował popkulturowego uniwersum, którego stanie się jednym z protoplastów - wyznaczając nowe kierunki i łamiąc granice dla przyszłych pokoleń. Bez Space Oddity - nigdy by nie narodził się Ziggy Stardust, ani Biały Książę i współczesna muzyka nigdy by nie zatańczyła do Let's Dance, ani nie śpiewała trenów z Blackstar... A sprawiła to jedna mała płytka, żadna wybitna przecież - ale bardzo dobra, trafiająca z wyczuciem w swoje czasy i przemiany jakie czuł młody David Bowie, prawdziwy talent minionego wieku.
Poniżej oczywiście znakomity numer tytułowy plus bonus z Tonym Viscontim w roli głównej...
Media:
David Bowie - Space Oddity
Tony Visconti listens to a David Bowie Space Oddity in 360RA
Komentarze
Prześlij komentarz