12 lat

 


Patrzę na piękne wpisy sprzed lat, które powstawały z okazji moich z I’ rocznic… I wiem, że w tym roku to się nie powtórzy. Nie umiem już pisać, nie chcę już pisać, czuję się pusty. Wychodząc do ludzi śmieję się w niebogłosy, a potem nie wiem o co był ten śmiech. Dni lecą mi przed oczami jak pociąg mijający z impetem stacje, na której się nie zatrzymuje, a ja siedzę na ławce na tej zapomnianej stacji. Nic mnie nie obchodzi. Nie mogę wyjść z tej sytuacji i nie chcę wychodzić…

Jesteśmy z I’ od dziś już 12 lat razem. Ale w roku tragedii nie potrafię się zdobyć na nic więcej. Powtórzymy pewnie wszystkie nasze rytuały. Gdzieś pójdziemy, coś zjemy, coś wypijemy – bez znaczenia. Ale czegoś nam brakuje do kompletności tego dnia. Poczucia bycia i życia z kimś i dla kogoś. Dlatego nie bawi nas to wszystko, co było – powtarzalne rytuały przestają mieć znaczenie – przynajmniej teraz. Choć wciąż nas bawi to bycie razem, wciąż…







Media: 

Depeche Mode - Enjoy The Silence (Official Video)

Komentarze

  1. Doskonale pamiętam tamte wpisy, ich klimat i tę całą miłosną matematykę, która mnie zawsze serdecznie wzruszała, bo nigdy wcześniej z czymś podobnym się nie spotkałem. Dwunastka. Ja w swoim niechlujnym związku - czy lepiej powiedzieć - w troskliwej i wyrozumiałej przyjaźni pod wspólną kołdrą trwam już 13 lat. Uświadamiam sobie też teraz, jak długo już pozwalasz mi do Siebie zaglądać. To też już dekada z okładem. Moje życie już zapierdala, jak te pociągi. Jesteś dużo młodszy ode mnie, więc dla Ciebie dekada z hakiem to znacznie większy szmat czasu. Więc i patrzyłem na Twoje dorastanie, i teraz, nieco zaskoczony, mógłbym zawołać jak ten serialowy Popiołek: - Jacuś? Aleś wyrósł!... - A z dorastaniem wiążą się straty... To już się brnie w dekompozycje. Pustka to nic nadzwyczajnego, to w zasadzie fundament naszego istnienia. Zwykle jej powierzchnię okrywa absorbujący kobierzec, ale przy stracie potrafi się ona ukazać w całej swej potworności. Jednak z czasem zawsze jakieś maskujące wzory się pojawiają. Być może trzeba swoje odsiedzieć na zapomnianej stacji. Chociaż ja nie zapominam. I miałbym ochotę teraz przespacerować się po tym "zapomnianym" peronie, żeby Cię uściskać, dać pyska i poklepać po przyjacielsku po plecach, winszując Ci, mimo całego smutku, bólu, poczucia straty, tego Twojego bycia z I. Chciałbym Ci życzyć, żeby Cię zawsze bawiło bycie z Twoim mężczyzną...
    Jak się się cieszę, że Cię to bawi, ciągle... Bo co by to było, gdybyś w tym kraju ogarniętym przez porypańców, stał się jeszcze singlem... Tęczowy singiel - no to już by była jakaś wraża ideologiczna matrioszka!:-D
    No, pisze się "wniebogłosy"! Razem! :-D Ale tak poza tym to fajnie pisałeś i piszesz. Niech Cię nie zrażają smutki. Weź sobie pod uwagę myśl Wilde'a: - Znajdź wyraz dla swego smutku, a stanie ci się drogi; znajdź wyraz dla swej radości, a powiększysz jej ekstazę... Zawsze można znaleźć jakieś plusy...
    A doroczne rytuały. Przecież one się nie nudzą. Jeszcze gdy w tym wszystkim pierwsze skrzypce gra miłość! Chłopaku! Kogo nużą czerwcowe truskawki czy lipcowe racuchy z papierówkami! To nie są porównania od rzeczy. Bo to dotyczy smaku, co tka dywany nad pustką... Świat nie jest taki zły, świat nie jest wcale mdły, niech no tylko zakwitną jabłonie...
    Cieszę się, że jesteś. Cieszę się, że jesteście!!...
    Wszystkiego dobrego Wam życzę!! :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem od czego zacząć Ci tu odpisywać na ten większy od mojego wpisu komentarz? Może od początku: wpisy wyliczane zawsze pisałem wiosną - kiedyś ta matematyka zdała mi się zabawna wynikało to z tego, że na blogu o I' wspomniałem pierwszy raz po pół roku naszego bycia. Wcześniej uznałem, że to może być tylko przelotna znajomość niewarta uwagi.

      Zaglądasz do do mnie dekadę - naprawdę? 2010 rok? Nie powiem bo z wielką przyjemność czytałem Twoje wpisy, czy tłumaczenia. Ale żeby to była dekada i jeszcze z okładem - bosh! I serio jesteś duuuuużo starszy? Może lewie dużo starszy? Bo zabrzmiało srogo! Pamiętam wpisy o Twoim ojcu - co prawda pamięć mnie oszukuje - ale mówiłeś coś o wieku ojca podobnym do Davida Bowie - to oznacza, że nie jesteś duuuuuużo starszy!

      Tak - jest tylko pustka. Jest słońce i deszcz i moc wszystkiego - ale jakby Ci podawali jedzenie bez smaku, kawę bez aromatu, orgazm bez pasji (ale może to akurat w tym wieku tak się już zaczyna robić?). Nie wiem czy uściskanie mnie na zapomnianej stacji - nie przyniosłoby Tobie tylko rozczarowania? Troszkę się przecież daliśmy nabrać na swoje wirtualne istnienia i kreacje. Pustkę ściska się żałośnie...

      A i oczywiście dopierdalaj się do biednego dys-wszystko co wymyślili ludzie od luk i ułomności mózgu. Aż dziw że tak późno! Pamiętam na starym blogu - jak kiedyś przeglądałem stare wpisy - no zdarzyło mi się posiedzieć nad edycją niektórych wpisów bo mnie po prostu przeszywało. Ale nikt tego nie zauważył, lub jak zauważył do uznał, że u debila nie ma co chwili dłużej zostać. Miałem takich kandydatów co za ortografię i interpunkcję skreślali - wszelkie inne opcje...

      Z tym Wilde'm (świetna myśl btw), zabrzmiałeś ciut jak świadek Jehowy. Szalenie mnie to ubawiło - kiedy przypomniałem sobie ich napomykanie o myśli - boga w którego wierzą, tyle że zamiast poety cytują mi starożytne wersety.

      Nie mówię, że rytuały są złe... Tylko nie grają w tym czasie takie roli, nie mają znaczenia. Są być może czekanem wbitym w skałę by nie odpaść w przepaść. Ale skoro ja myślę, że jest tylko przepaść to na chuj te czekany?

      I te dywany - tkane nad pustką - bardzo ładne...

      Dzięki K.H.

      Usuń
  2. A widzisz, to mi się te wiosny zlały z jesienią w jeden czarowny obraz... To jeszcze lepiej o Tobie świadczy.

    Chyba nawet więcej niż 10 lat... Tak ten czas leci. Wyczailiśmy się na blogu Kaina - wtedy fantastycznego krakowskiego studenta, przeinteligentnego geja z potężną deprechą.:))

    No, nie jestem duuuuuuuuuuuuuużo starszy, bo Kasztanki Marszałka nie pamiętam... Tak, mój tato jest z pokolenia Davida - (David urodził się dwa miesiące po moim tacie) i razem z mamą zrobił mnie wcześnie. Jestem dzieckiem gówniarzy. Jestem szczeniacką wpadką. I żyję już długo. Jak Ty byłeś maluszkiem, ja się pchałem w zasraną dorosłość. I jak bym się postarał, to przecież mógłbym być twoim tatą... Moja koleżanka ze szkoły ma już wnuka. Opisałem to na swoim blogu:)

    No i jestem takim tatą, owłosionym, przebranym za nastolatka. Żałosny podstarzały pedał ze mnie, zatapiający się na powrót w swych młodzieńczych pasjach, którym na imię: alkohol i erotomania... I marzę o tym, żeby się jakoś z tego wyplątać, bo po prostu ranię tym ludzi... Nadto wróciłem do poczucia paniki. Rano. Budzę się od jakiegoś czasu bardzo wcześnie, w porze, gdy wszystkie upiory wesoło latają na powietrzu. Jestem przerażony. Potem oczywiście wchodzę w dzień i strachy milkną, ale po nocy znów przychodzi godzina straszydeł. Staję się dla samego siebie coraz bardziej uciążliwym ciężarem. Tak wygląda to moje starzenie się:)

    Świadek Jehowy... Ja jestem przepełniony cytatami, bo jestem mężczyzną wszechstronnie poinformowanym, co sprawia, że mam łeb jak śmietnik. Od świadków Jehowy różni mnie jedno - oni wierzą w Boga, ja natomiast z bogami jestem zaprzyjaźniony. To moi kumple, w sumie.

    No, niedobry ja, dopierdalający się do nieszczęsnego dys... Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli. Ja sam jestem dys... Tylko moje dys dotyczy liczb. Nie umiem liczyć w pamięci, czego do tej pory się wstydzę. Możesz sobie wyobrazić, co przeżywałem w szkole pod tablicą. To skurwysyństwo tkwi do mnie do dziś, te jebane egzekucje pod ścianą... Wtedy jeszcze nie umiałem wykrzyczeć - tak, kurwa, nie umiem liczyć, jestem pedałem, nie lubię piłki nożnej , temu wrednemu światu, który uznawał, że powinienem być praworęczny, kochać piłkę i wulgarne dziewczynki... Do dzisiaj oblewają mnie zimne poty, gdy mam coś policzyć bez kalkulatora... Dzisiaj mądrzy nazwali to dyskalkulią, ale w swoich czasach byłem tylko debilem.:)...

    No i tak wbijamy te czekany. Nie wiem, na jaki chuj one. Ale wiem, że miło się złapać za chuja... Żeby podyndać trochę. Cóż więcej... Pamiętaj, że naprawdę nie dzieje się nic i stanie się nic, aż do końca... Znasz to? A poza tym życie - jak to mówiła nasza noblistka Szymborska - czasem bywa znośne:)

    I ja Ci też dziękuję. Słowo daję, że gdy odpalam komputer, najczęściej na początku zaglądam do Ciebie. Przyzwyczaiłem się. I pewnie dlatego sam też coś tam po wahaniach bloguję, żeby było jak dawniej...

    Interesujesz się muzyką, więc zapewne to znasz... Ja wtedy dorastałem. Często to słyszałem wtedy, w drugiej połówce at 80 - Peter Gabriel i Kate Bush. "Don't Give Up"









    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden obraz jak to brzmi Hah!

      Kain zamknął bloga w 2009 lub 2010 roku. Ale do dziś jesteśmy wirtualnymi znajomymi, jakoś teraz mu stuka 33 rok życia. I siedzi od kilku ładnych lat w deszczowej Irlandii Północnej już chyba jak dobrze notuje wymężniony, ze swoim wieloletnim partnerem - ale przyznam szczerze aż tak tego nie śledzę. To na jego blogu wszystko się zaczęło - tylko kremówek kurwa nie było!

      Rozumiem że byłeś wpadką nastolatków? Bo generalnie w pokoleniu w pewnym sensie naszych rodziców wiek 20-22 lata to był czas dzieci. Ale wcześniej to raczej były wpadki. Mój ojciec tu jest wyjątkiem jak na swoich rówieśników bo spłodził swego jedynego syna w wieku lat 30. Co na jego czasy było późno! I wcale nie jest dobrym ojcem! Żadnym w zasadzie.

      Może alkohol, erotomania i panika jest reakcją na późny kryzys wieku średniego? Ojciec I’ zrobił sobie idiotyczny tatuaż i kupił motocykl. Pierwszego żałuje a drugie zmieniło jego życie i nadało mu nową pasje którą dzieli z kumplami i rodzinami objeżdżając w normalnych czasach Europę na tym potworze.

      U mnie co do bogów i innych nadprzyrodzonych czy wyimaginowanych rzeczy lub też teorii spiskowych dziejów jest jakaś genetyczna słabość. Mam całkiem fajną ciotkę (rocznik 1965) w USA której ojciec był totalnie pierdolnięty na punkcie spisków, masonów i Żydów. Szczęśliwie jest już po drugiej stronie. I kilka lat ta dziewczyna się trzymała - dobrą dekadę! Ale wybuch pandemii obudził w niej demony i właśnie usuwa konto na FB bo ją tam śledzą, bo 5G ją promieniuje. Bo wymyślili wirusa i będą wszczepiać ludziom chipy. Ostatnio dzwoniła i pytała czy wiem co się dzieje w Australii. Że aresztują ludzi którzy nie wierzą w COVID.... Bosh! Mnie też to czeka?

      Dyskalkulia chyba to wymyślili po 2000 roku xD. Mnie podstawówka nie chciała wysłać do ogólniaka ha ha ha! Bo uważali jestem ogólnorozwojowym debilem. Ale dziś po latach, szkół i uczelni - może wtedy gdybym poszedł do szkoły dla fizoli nieczułym takiego rozczarowania rzeczywistością? Pewnie nie pisałbym też bloga i nie miał już ze czterech zębów. Ale może byłbym zadowolony z bytu pod względem materialnym a nie przeżywał frustracji co miesiąc z powodu miejsca pracy które jest być może pracą marzeń - za jałmużnę...

      Ty piszesz znów nowego bloga? Bo tu na blogspot zacząłeś pisać ale nieosobistego i nawet mi dawałeś kiedyś link... Ale wiesz że nigdy nie będzie jak dawniej - dawniej już było...

      Ja wiem że bywa znośnie ale to ma być wyznacznik naszego komfortu?

      A z zupełnie innej beki. Wczoraj PiSda ogłosiła że do 2049 roku Bolandia odejdzie od wydobycia węgla. To chyba pozytyw dla twojej ekologicznej duszy? Nie?

      Usuń
  3. A to fajne wiadomości o Kainie. On się tak kiedyś martwił, że nikogo nie znajdzie, ale w końcu znalazł. Ciekaw jestem, czy to jest ten sam facet?... Szczęśliwie ma to, czego chciał. Bardzo go lubiłem. :)

    Ja sobie chyba motocykla nie kupię, bo się boję motocykli. Ale coś się złego ze mną dzieje. I straszną zjebkę dostałem od swojego faceta. Nazwał mnie bucem i palantem, mając rację; co ciekawe, uczynił to zatroskany o uczucia osób trzecich... Zawsze mówiłem, żeby nie bawić się cudzymi uczuciami, a potem ja, palant, idę, i to dokładnie robię... Namotałem ostatnio paskudnie.

    Koffie, no to tak jest. Ziemia nie jest taka bardzo komfortowa. I jeszcze na dodatek, gdy jest fajnie, to jakoś to mija niepostrzeżenie - dopiero czuje się życie, gdy jest czegoś brak, gdy boli, gdy wkurwia...

    2049 - wtedy już nie będzie czego zbierać. To już jest pozamiatane. Katastrofa jest właśnie w toku...

    Ja nie mam trzech zębów. Tych mądrości. Ale bloga piszę... To jest ten blog. Niestety nie jest już taki osobisty. Ale wracam do dawnych tłumaczeń i historyjek sprzed dekady. Trochę mnie to bawi w pustych godzinach:))

    Nigdy nie będzie jak dawniej.

    Ale jak dawniej przyjaźnię się z moimi bogami, moi bogowie to ci nordyccy - wesołe, dość rozpijaczone i rozwiązłe towarzystwo.:)) Ludzkie, jakże ludzkie:))

    A o rodzicach to już mi się gadać nie chce. Jeden wielki ból.

    :-D To u Kaina się zaczęło, kurwa, bez kremówek... :))) Kocham Cię!... Jutro sobie kupię, tylko nie wiem, czy akurat wadowicką.:)... Ale spożywając, pomyślę o Tobie, na słodko!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok. Sprowokowany sprawdziłem jak to z tym Kainem jest. Z tym małżeństwem to chyba przeholowałam. Na pewno się chłopaki zarejestrowali jako związek partnerski w UK. A razem są 10 lat w tym roku. Czyli w 2010 po tym jak zaczęli razem być - Kain zamknął bloga. Widzisz dla Ciebie przekonałem ich profile xD

      Nie wiem co Tobie poradzić z tym namotaniem? Każdy ma inne sposoby. A może relacje nie mogą trwać jak w bajkach aż po grobową deskę? Wuj I’ lubiewska ciotka - dosłownie jakby wyszła z kart książki Witkowskiego ma teorie 7 lat. Czyli każda relacja powinna trwać 7 lat. Potem wszystko gaśnie i zostaje przyjaźń. Najlepszemu ze swoich partnerów zapisał dom i całą majętność swoją i potem go zostawił. Dla blisko 40 lat młodszego chłopca. Wujek dobija powoli 70-tki. A chłopiec chyba przekroczył już 30-tkę. Mamy sporadyczne kontakty rodzinne i jak poznaliśmy nowego oblubieńca to ów miał 27 lat! Wiec są już jakoś w połowie kadencji obecnie. Nie mniej ten najlepszy kochanek dalej jest w przyjaźni i ma zapisy! Też tak można!

      Mi się powoli zdaje że jest fajnie jak bierzemy życie w swoje ręce. Ale z tym też bywa różnie. Nasz kumpel wziął i okazało się że jego 13-letni związek kiedy nie brał się z życiem za bary - jest dla niego więzieniem. Znów życie się w tym przypadku splatało i wcale nie jest aż tak szczęśliwy jak planował...

      Do 2060 Chiny obiecały być neutralne klimatycznie. I znając chińczyków oni to zrobią. Maleńka Bolandia to pikuś w porównaniu z tym jak wielki bardziej zachodni co prawda świat pędzi by z tym klimatem się zbratać. Czytałem o początku tych ruchów na rzecz planety o wielkich protestach z 1970 roku. Ówcześni aktywiści zakładali że w przeciągu dekady świat jebnie. Ale stoi. A wtedy świat tylko na kopalinach jechał. Zachód kasował komunikacje publiczną na rzecz indywidualnych środków transportu. Tylko nowe i nowsze sposoby wydobycia i zużycia zasobów. Ale po 1990 coś niemrawo ruszyło. Niemcy dziś maja 27% energii z OZE. Inni gonią te procenty. Zadziwiają mnie Stany Zjednoczone - oczywiście nierównomiernie co stan to inny świat - ale działają. Zatem może jest nadzieja???

      Usuń
  4. No 10, czyli to ten sam chłopak. To się sobie przypodobali.

    Wiesz co, ta moja obecna, długotrwała już relacja jest właściwie od początku przyjaźnią. Chłopak się we mnie zakochał, a ja powiedziałem ok, z koszmarnymi zresztą wyrzutami sumienia. Spotkaliśmy się w 2007. Rok wcześniej straciłem partnera, za którym do dzisiaj, kurwa, straszliwie tęsknię i do dziś nie mogę się pogodzić, że przemienił się w marmurową płytkę na cmentarzu. To po prostu niedorzeczne, i nawet tam nie chodzę, nie jestem w stanie, im więcej czasu minęło, tym bardziej nie jestem w stanie. Czas nie leczy ran, poczucie straty nie maleje. Ponuro żartowałem wtedy, że tylko psy mnie uratowały... Mam może trochę farta, bo zawsze mnie jakoś samo życie wyciąga z dołów. Najpierw ów stracony Adrian, który mnie za kołnierz wywlókł na powierzchnię, a potem Franuś, któremu zachciało się być dla mnie oparciem. Wkręcił mi się w życie. Ja bym tego nigdy nie potrafił. Nie umiałbym się wkręcić w czyjeś życie, ale ja mam po prostu zerowe poczucie własnej wartości, no bo od dziecka w sumie słyszałem, że jestem nic nie wart, a jak się w coś za młodu uwierzy, to potem się trudno otrząsnąć. Potem to czasem przybiera postać dumy. Sam nie sięgam po żadną pomoc, o nic nie proszę i nie chcę nikomu zawracać głowy. Ale tak się zdarza, że zjawiają się ludzie, którzy sami chcą mną zawracać sobie głowę. I gdzieś tam poruszają strunę próżności, zadziwiają, a jednocześnie też paraliżują... Ja dość często słyszę, że jestem jakiś inny. Nie dość że pedał, to jeszcze w swoim pedalstwie jestem inny. Nikt nie umie tego zdefiniować, ale jestem inny. I zresztą dla swojego Franka też jestem jakiś inny. I jeśli ja z cudzymi słabościami nic nie zrobię i pozwalam im z jakąś osobliwą, lekkomyślną ze swojej strony ciekawością płynąć, robią się z tego kłopoty... Ja jestem zawsze miłością przerażony. Pamiętam do dziś, jam mi mój obecny powiedział, że mnie kocha. W swoim stylu wycedził to przez zęby, na ulicy, jakąś taka paskudną zimową porą, w zapadającym zmierzchu, po tym jak uciąłem sobie pogawędkę z panią z kiosku ruchu... Tak fajnie sobie żartowałem z panią kioskarką i wtedy stwierdził, że jestem odpowiedni. A mnie oblały poty, przeszył mnie dreszcz i sobie pomyślałem: Jezus - Maria... No i tak zostało. Psy go pokochały - zwłaszcza Niedźwiedź, który pewnego dnia pozwolił mu się pogłaskać po brzuchu - ja tego przywileju nie miałem.)) Bo ja byłem oprawcą prowadzącym do weterynarza i dłubiącym patyczkami w uszach... Gdyby chciał odejść, pewnie bym go nie zatrzymał. A jego nie wypędzę. Nasze przygody nie stanowią problemu... Może to właśnie jest miłość? Bez pieprzenia niepotrzebnych słów... Czasem z krytyczną uwagą co do kłopotliwych słabości. Ja myślę, że ludzie po prostu nie powinni sobie za bardzo przeszkadzać... Pamiętam, w ponurych czasach, na samym początku, akurat moja matka umierała na tego swojego wymarzonego raka (sic!) - był dla mnie cudownym i jedynym wsparciem. Jak wracałem wymordowany do domu, to cholerną radością było widzieć świecące się w kuchni światło... I co za ironia - moją matkę, jakże towarzyską osobę - w ostatnich chwilach wszyscy opuścili. Przy jej łóżku były dwa pedały, których wcześniej nie potrafiła zaakceptować.
    Jakoś leci. W jakimś przyzwyczajeniu. Nie w obojętności... Trochę niegrzeczni chłopcy. Jeden z nich trochę zbyt chętnie zdejmujący spodnie... Ale może mi przejdzie? W tym moim osobistym piekiełku.

    OdpowiedzUsuń
  5. 2060... Ach, z tymi Chinami... Tylko że teraz już topnieje wieczna zmarzlina, która jest gigantycznym zbiornikiem jeszcze bardziej cieplarnianych wyziewów. To metan... Wiesz, świat nie jebnie nigdy z dnia na dzień, no chyba, że pizdnie jakaś kometa... Mówisz 1970 rok - od tamtej pory trwa moje życie i na przestrzeni tego czasu liczebność dzikich zwierząt spadła o 70%. Teraz mówi się, że latem za kilkanaście lat na Oceanie Arktycznym nie będzie lodu. To jest katastrofa, i tego już się chyba nie da zatrzymać. Życie ziemskie nie jedną katastrofę przetrwało. Ale jakie bestialstwo to może wywołać wśród ludzi, gdy terenów możliwych do zamieszkania będzie znacznie mniej niż dziś?

    A jeszcze co do tych relacji po grobową deskę, jak w bajkach... Nie, no są takie. Dobrym przykładem jest dla mnie zawsze jeden z moich najukochańszych pedałów, zmarły w 1999 roku Jerzy Waldorff, który ze swoim partnerem żył 60 lat... Do grobowej deski... Wielki Jerzy zmarł pierwszy, jego partner 5 lat później. Pochowano go razem z Jerzym na Powązkach. Jacyś idioci nie potrafili tego przez jakiś czas zaakceptować i przez kilka lat dewastowali grób, zrywając zeń tabliczkę z nazwiskiem Mieczysława Jankowskiego, który dla Jerzego bezgranicznie się poświęcił.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rety, ja tu u Ciebie drugiego bloga piszę!:)) Mam nadzieję, że nie jest to z mojej strony jakieś wielkie nadużycie?:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisze osobny komentarz aby nie dzielić tej odpowiedzi na części. Nie nadużywasz mojego bloga, w zasadzie niczego nie nadużywasz. Nosisz ogromny bagaż i niby każdy jakiś tam nosi - ale niektórzy większy. Nie da się porównać tych światów ludzkich doświadczeń - dobrych ani tych złych. Ale skoro nie przeszkadzają wam przygody to skąd jak się domyślam poczucie winy? Bo chyba takie troszkę masz?
    Jak sobie radzić z życiem skoro czas nie leczy ran? Z drugiej strony sobie poradziłeś z tym poczuciem niskiej wartości - jesteś tu dziś i chyba w nie najgorszym punkcie w życiu? Ja mam podobnie - od nikogo nie usłyszałem że byłem w czymś dobry, że się do czegoś nadaje, że coś potrafię. Ale ja trafiłem na wychowanie do osoby, która w normalnych okolicznościach - nigdy nie powinna mnie wychowywać i jej umiejętności wychowawcze były z totalnie innej epoki. Nie mogę jej obwiniać - skoro dała mi więcej niż matka z ojcem. Ale i dziś często tak o sobie myśle - jestem nikim. Zerem! Sukcesy na studiach - to fart bo głupi ma zawsze szczęście, itd. Ale nie wiem jakbym sobie dał radę z Twoimi doświadczeniami - chyba wcale. Ja jestem w relacji mocno zaangażowanej, czujnej i pilnującej jak pies ogrodu. To może nie jest widoczne na codzień ale w niuansach lub żartach, w gestach i minach. Ale może to mi daje poczucie złudnego bezpieczeństwa? Przykład Waldorffa jest mimo wszystko dość odosobniony. Ale już dawno za mną okres oceniania czy wartościowania tego jak żyją inni w swoim domu, prywatnie. Co innego jak żyją w relacji ze światem - czy go niszczą czy może starają się zachować minimum rozsądku. Często krytykuje ludzi za głupie zachowania - podyktowane nieracjonalnym wygodnictwem np. w kwestiach klimatycznych. Ale sam nie jestem wzorem do naśladowania - bo kto nim jest?

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdaje się, że ja kiedyś o tym bloga napisałem:) Pierwsza rzecz - bagaż. Ja lubię analogie. Kiedyś usłyszałem dobry opis czarnej dziury - to jest taka psia miska, którą ktoś napełnia ogrodowym wężem; trochę w tej misce zostaje, a reszta rozpierdala się wesoło wokół... I, wiesz, ten czarny dół, to jest tylko część. A jak idziesz się porozglądać, to bagaż zostawiasz w przechowalni... Ja od zawsze żyję w takich przegródkach - nauka, pasje, fiut, wszystko na oceanie łez. Ja nie jestem zbyt głęboki, i filozofii niemieckiej się naczytałem... Daję swobodę swoim emocjom - krzyczę, płaczę, rechoczę... W swojej bibliotece - się, kurwa, dorobiłem - mam zegar, który i moim pradziadom odmierzał czas... Tyka do dziś, cudownie niedokładny, zależny od kaprysów pogody, co mi kiedyś objaśnił kochany zegarmistrz, który przed śmiercią zdążył mi jeszcze odnowić ten zabytek... (I tak mógłbym teraz pisać, jak mnie chyba na trzy godziny zatrzymał u siebie, by mi opisać pewien zegarmistrzowski kłopot, z jakim od miesięcy się zmagał, uruchamiając przy okazji mechanizm, który młoteczkiem uderzał w metalowe pręty zdolne wydać z siebie przecudne brzmienie... Stary, schorowany facet, który ożywiał się niesamowicie pośród tych wszystkich zębatych kółek, tykań, i bimbomów... ) Wspominam o tym, bo mam na myśli profesjonalizm. Robimy coś, mamy pasje... Jest to trochę schizofreniczne, może na szczęście. Ja mam to od dziecka, okopanego szczeniaka, który mimo wszystko odkrywał, że świat może być piękny... Jak w domu jem zupę, to pakuję ją sobie w ryj łyżką mojego dziadka, taki odpad od żołnierskiego niezbędnika, który pozostał dziadkowi jako pamiątka po Auschwitz... Mój dziadek po wojnie hodował kwiaty - marzył o czarnym mieczyku- bogowie, czemu ludzie marzą o czarnych kwiatach??? - Głównie z Niemcami wymieniał się nasionami, cebulkami... Jezu, jakie głębokie czerwienie hodował na swych grządkach. Już ocierały się o czerń.
    Oczywiście poczucie bycia zerem nie opuściło mnie do dziś. I Ty, jak mówisz, też to masz. Tylko że ja na przykład nigdy bym o Tobie tego nie powiedział. I paru facetów w moim życiu też nie chciało się z tym zgodzić- odnośnie mojej osoby... Wyglądam groźnie, budzę respekt, ale w środku jest mały chłopiec, wystraszony, niepewny, beksa... To po prostu czyni ze mnie faceta, którego się bierze.
    I tak się zawsze dawałem.
    Poczucie winy... Ja od 2006 żyję, jak to mówię, życiem po życiu. Chyba wtedy byłem najbliższy momentu, żeby ze sobą skończyć. Ale nie miałem sumienia zostawić psów. Może to się wydać śmieszne, ale tak było... Nie wiem, ile to trwało - może trzy, cztery tygodnie - przestraszyłem się pustki, miałem halucynacje, bałem się swojego mieszkania, choć nie miałem siły, żeby gdzieś dalej iść, siedziałem więc w kuchni, pod lodówką... Ale były psy. W końcu zacząłem na nowo zmieniać bieliznę i się czesać... I trafił się ten facet. Rozkosznie nie w moim typie... Oczywiście na wstępie połączył nas seks. To był paskudny czas. Ale zjawił się cudowny facet, który się mną zafascynował. Czemu - nie wiem... Tak mi się nawet zdarzyło, że w życiu i trzem heterykom zawróciłem w głowie (jeden to miał nawet żonę, która mnie strasznie nienawidziła - zazdrośnica- temat na osobny wpis) ... Dużo by gadać. Właściwie jesteśmy razem dzięki siostrze mojego wcześniejszego partnera... - Bierz go, cholera! Bo to dobry chłopak... Właściwie kumpel... To, że mamy przygody na boku, to w ogóle nie jest temat. Jesteśmy pieskami w ogródku, które dają się czasem pogłaskać. Nie ma sprawy, jeśli jakiś chłopak chce pójść z moim facetem na momencik do kibla. Nie ma sprawy, gdy idziemy sobie strzepnąć z koleżkami gdzieś na stronie. Mamy męskie podejście do erotyki. To nie msza, tylko zabawa. Ale bywa, że się gdzieś w tym zjawiają

    OdpowiedzUsuń
  9. uczucia. I z tym bywa problem. I to jest wszystko do dupy, bo przecież nie chcę żadnych zmian... Ja najbardziej lubię leżeć z głową na kolanach mojego Franka. Nie chciałbym robić nic innego. ja bym się z chęcią dał zapieścić na śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  10. W telegraficznym skrócie streściłem część ukatrupionego bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  11. No i jeszcze ten Waldorff - to wcale nie jest takie odosobnione. Bo, do cholery, nie seks łączy ludzi... Jezu!

    OdpowiedzUsuń
  12. To chyba Jacek Dehnel pisał w jakimś swoim utworze czy eseju o parze gejów po 30-tce którzy maja swojego młodego kochaneczka i problem pojawia gdy pojawia się inna emocja niż sam fun dla którego trzymają młodzika. Ale to jest chyba oczywiste że pojawią się emocje. Wszystkie nasze znajome pary które poszły tym modelem wcześniej czy później się rozpadały - czasem w bardzo scenicznym stylu. Bo jednak z uczuciami to tak bywa że przychodzą jak nieproszona choroba i jest klops. Z drugiej strony mamy znajomych którzy są w tym temacie bardzo heteronormatywni i de facto cały ruch LGBT jest taką formą asymilacji do formy i normy hetero - idea małżeństwa które jest przecież dla tak wielu osób z naszego środowiska formą relacji oprawcy z ofiarą. Jest wciąganiem nas do przyjmowanej przez większość formy - która narzuca też lub chce narzucać kajdany moralnej normatywności. I tacy nasi znajomi oburzają się nawet na to że ich koledzy nie ze swoją parą - zbyt dwuznacznie tańczą w klubie. I jest to temat do dyskusji a nawet do ograniczenia kontaktów towarzyskich. Tak więc mamy bardzo szerokie spektrum postaw i zachowań :p

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty