Endsong
Jakże to jest piękne zakończenie tego wspaniałego albumu. Jakże sam w roku moich 39 urodzin się nad tym, co śpiewa Robert, zastanawiam. I jakże mam zbieżne z nim myśli!
Sam jako chłopiec w czasach mojej idylli dzieciństwa, wychodziłem z naszego domku nad morzem - kiedy wszyscy spali i patrzyłem godzinami na gwiazdy w ciepłe lipcowe lub sierpniowe noce. Wtedy wydawało mi się, że wszystko stoi w miejscu - że to będzie trwać wiecznie - ten stan ta chwila, a kolejne noce będą powtórką tej samej i wszystko będzie całkiem niewinne. Że wszyscy których, kocham będą tak spać w nieskończoność - ale dziś jest "...all gone, it's all gone. Nothing left of all I loved....". I parafrazując jeszcze tekst Smitha mam poczucie, że i ja zagubiłem się gdzieś w czasie ale nie potrawa to długo. Ryczałem pierwszą godzinę lotu, słuchając tej płyty - kiedy z tropików wracaliśmy do zimnego domu...
A jak tu pięknie gra Reeves Gabrels ohhhh można słuchać i słuchać!
Media:
Endsong
Ohhhh można, można, bez końca tego słuchać. Naprawdę znakomita rzecz. I Reeves istotnie pięknie gra (chyba pierwszy raz Reeves i Robert grali razem u Bowiego na urodzinach, tam się ta znajomość wykluła)... Też zawsze lubiłem gapić się w niebo, tyle ja że miałem trochę inaczej, bo jakoś zawsze wiedziałem, że patrzę na coś, czego już nie ma. I jakoś tak zawsze żyłem w zawieszeniu między tym czego już nie ma i tym, czego zaraz nie będzie. Pamiętam, jak w upiorności swego dzieciństwa u dziadków bawiłem się samotnie w muzeum. Nagle w wyobraźni wszystkie bibeloty, meble, obrazki nabierały obcości, stawały się milczącymi rzeczami należącymi do zmarłych. Wyobrażałem sobie, że wszyscy nie żyją, że jestem tylko ja... Tak się jakoś oswajałem z pustkami. Dziwaczne dziecko, które czasem też lubiło bawić się w dworcową poczekalnię... W końcu jednak wszystko odjeżdża... Dziś z grubsza wszyscy nie żyją... Ten dziwny stan stał się rzeczywistością. Jakoś oswojoną, choć gryzącą jednak do kości...
OdpowiedzUsuńPrzerażające trochę doświadczenie... Parada śmierci lub jej świadomości. Upiorne ale i perwersyjnie romantyczne!
UsuńRobert stał się tym Robertem jakim go zna świat z zachwytu nad Bowiem jakiego doświadczył w latach 70.
UsuńPrawda, prawda. Zaczynał m. in. od coverów piosenek Bowiego.
OdpowiedzUsuń