Ten czas to leci bez opamiętania –
w sobotę stuknęło 40-lat od czasu wyjścia na Świat albumu Lodger Davida Bowie. Cóż to za szaleństwo muzyczne – uwielbiam ten
mini zestaw naprawdę odjechanych – nie wiem pod wpływem czego – pisanych i
nagrywanych, miniaturowych muzycznych perełek. Tam nie ma przeboju, jako
takiego – tam jest kompleksowe i inteligentne dzieło – z szalonymi gitarami
Adriana Belew i całą mocą wszelakich pomysłów, granych przez pozostałych
znakomitych muzyków – którzy wraz z Davidem stworzyli arcydzieło! Album wcale
przystępny – ale jak się już z nim oswoi ludzki umysł – to jest to bajka! Dziś
tak genialnej muzyki się po prostu już nie gra!
Stary fan Bowiego się cieszy, czytając te słowa. To jedna z moich najukochańszych płyt. Dziś się gniewam na siebie, że swego czasu sprzedałem swoją kolekcję Davidowych winyli, ale wśród ocalałych pozostała płyta "Lodger", pierwsze jej wydanie. Do dziś brzmi cudownie!:) Jest tam jeden przebój , uznany kiedyś przez krytyków za jeden z najfajniejszych numerów Davida - "Boys Keep Swinging" -cudowne rzępolenie, bo muzycy pozamieniali się instrumentami - jak opowiadał Bowie, była to fajna przygoda, bo chłopcy zdawali się na nowo odkrywać muzykę... Ach, słucham tej płyty od przeszło trzydziestu lat i wcale mi się nie znudziła... :) Maj, zdaje się pojutrze mija 30 lat od premiery "Tin Machine". Liczę na kolejne miłe słowa:)) Ściskam mocno, z Bowiefilskim pozdrowieniem. :))
Stary fan Bowiego się cieszy, czytając te słowa. To jedna z moich najukochańszych płyt. Dziś się gniewam na siebie, że swego czasu sprzedałem swoją kolekcję Davidowych winyli, ale wśród ocalałych pozostała płyta "Lodger", pierwsze jej wydanie. Do dziś brzmi cudownie!:)
OdpowiedzUsuńJest tam jeden przebój , uznany kiedyś przez krytyków za jeden z najfajniejszych numerów Davida - "Boys Keep Swinging" -cudowne rzępolenie, bo muzycy pozamieniali się instrumentami - jak opowiadał Bowie, była to fajna przygoda, bo chłopcy zdawali się na nowo odkrywać muzykę... Ach, słucham tej płyty od przeszło trzydziestu lat i wcale mi się nie znudziła... :)
Maj, zdaje się pojutrze mija 30 lat od premiery "Tin Machine". Liczę na kolejne miłe słowa:))
Ściskam mocno, z Bowiefilskim pozdrowieniem. :))
To piękny album. Ale żeby sprzedać kolekcję winyli pewnie jeszcze pierwszych wydań? Matko kochana „oszalał facet”...
UsuńZabawne mój komentarz wyświetlił mi się niby 21.05 o 15:21, kiedy pisze w czasie rzeczywistym 22.05 o 00:23. Ciekawe gdzie są serwery blogera???
OdpowiedzUsuń