telefon...
Znowu straszą. Jest strach. Telewizor krzyczy i rosną liczby. Chorzy są chorzy, a zdrowych już chyba nie ma? Nasi bracia mniejsi - jest ich 10 milionów w sobotę wykryli blisko 8600 pozytywnych. U nas blisko 5300 przy ilości wykonanych testów per capita - co kot napłakał.
A tymczasem moja ciotuchna z USA zadzwoniła do mnie 21-go września - kiedy akurat miałem chwilę relaksu na kręcącym się dookoła własnej osi (jak planeta) krześle - pośrodku oceanu molocha handlowego.
- K.J słyszałeś o aresztowaniach w Australii?
- O a.. a.. aresztowaniach? - w zasadzie zwątpiłem w siły własnej percepcji. Ale do cholery czy ktokolwiek słyszał o aresztowaniach w Australii? O co chodzi? - N.. n.. nie! Nie!
- Tam były wielkie demonstracje, wolnych ludzi, którzy nie pozwalają się stłamsić, temu światowemu spiskowi.
- Och! - No przecież mnie to obecnie chuj obchodzi. Nic mnie nie obchodzi. Żyję sobie w swoim świecie w wewnętrznej izolacji.
- A jak w Polsce? Też aresztowali normalnych ludzi, którzy demonstrowali na ulicach Warszawy?
- Słuchaj droga ciotuchno z USA, w sumie tego nie śledziłem, wiesz jak jest: praca, praca, praca. Ale na pewno sypnęli tam mandatami, chyba zgromadzenie było nielegalne czy coś...
- Usuwamy tu wszyscy za wielką wodą fejsbóka!
- Wszyscy? Cała rodzina? - zajebiście pomyślałem. - Ale dlaczego? Jak my się będziemy kontaktować?
- Bo wiesz te aresztowania w Australii, one pokazały, że oni współpracują ze sobą! To jest opresyjny system. (Bill) Gates (on wymyślił i wypuścił wirusa według zwolenników spisku) współpracuje z (Markiem) Zuckerbergiem (on wymyślił Fejsbóka) oraz ze służbami. Fejs nas śledzi i potem jak w Australii dochodzi do aresztowań. Musimy zlikwidować konta, abyśmy mogli tu na terenie Stanów spokojnie żyć i się organizować przeciwko tej paranoi.
- No tak, tak racja. Ale ja nie mam nawet waszych numerów telefonu, od tylu lat korzystaliśmy tylko z mediów społecznościowych...
- Coś wymyślę! Pa!
To już blisko 20 dni spokoju. Zero kontaktów. Ta rozmowa mnie rozbawiła. Konta rodziny są zdezaktywowane. Fotografie twarzy w aplikacji zastąpił szaro-biały obrys głowy. Jakby umarli. Wirtualne trupy. Ta historia jest prawdziwa. Ta rozmowa się zdarzyła - może nie słowo w słowo - ale była na tyle dziwna i naświetlająca jakiś nowy ład, nową siłę lub formę kultu - który może wywrócić ten Świat, jeśli już tego nie czyni - że uznałem konieczność przytoczenia jej tutaj. Ciekawe czasy.
Się porobiło.:))
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci jedno... Ja jestem człowiekiem małej wiary, więc w zasadzie na spiski się nie nabieram, lecz w spisku jest zawsze jednak coś kuszącego, bo, paradoksalnie, kryje się w nim jakaś rozumność - podstęp, intryga, jakiś mózg za tym stoi przebiegły a wredny, przynajmniej można ostatecznie przy tym paść, choćby ze śmiechu. Ale obawiam się, że za tym, co się dziś dzieje na świecie, stoi zwykła głupota, która jest straszliwsza od wszystkich intrygantów i spiskowców do kupy wziętych, i w jej świetle, owej głupoty, to ani mi się nie chce śmiać, ani tym bardziej przewracać... Jaja jak berety!!:))
A jeśli to oni mają rację? Będzie Ci głupio? Wszystkim nam będzie?
UsuńCo jeśli żyjemy na płaskiej ziemi pod kopułą z firmamentem gwiazd odklejonym lub wyświetlanym na widocznym horyzoncie? Jeśli to wszystko jest jeden wielki fejk? Co wtedy?
Wszystko się zdarzyć może...:)) Przypomniało mi się teraz, jak kiedyś Oscar Wilde i Robert Ross wymyślali sobie napisy, jakie by chcieli mieć na swoich nagrobkach. Dla siebie Wilde wymyślił coś takiego: Gdy będziemy już leżeć w swych porfirowych grobowcach i gdy zagrzmią trąby Sądu Ostatecznego, odwrócę się i zawołam: Robbie, Robbie, udawajmy, że tego nie słyszymy!:))
OdpowiedzUsuńCo jeszcze dodać...Miałem kiedyś takiego kolegę - miał przecudne czarne oczy, z takim zniewalającym, powabnym zezikiem - który w swej prostocie na wiele problemów miał jedna radę: Zawsze można sobie kupić flaszkę i zwalić konia. To mi się w sumie podoba. No, chyba że mi już nie będzie stawał, ale wtedy żaden świat, ani ten kulisty, ani ten płaski, nie będzie miał najmniejszego sensu.:)