do Norwegii i z powrotem
Jestem przemęczony. Ale to starość. Jestem po trzech marszach równości. Warszawa - ciut niemrawa, Łódź - całkiem energetyczna, Poznań - zajebistości!
Cały poznański łikęd obfitował w ciekawe sytuacje. Był intensywny, był pijacki, był wzmacniający relacje. Dzięki, dzięki Natalio i Żono za gościnę i pyszne wege amu amu, K' za odbiór ze stacji o 7:15 i zrobienie śniadania i ratunek w potrzebie wielkiej, J' za wino w redakcji i tolerancję i Ch' za to, że byłeś na chwilę. Zjechali też znajomi z Wa-wy, ale mieliśmy za mało czasu. Choć dzięki B' mogliśmy się fajnie bawić podczas i po marszu w Warszawie.
Wreszcie poznałem te wszystkie znamienite Draq Queeny - Shady Lady, Twoją Starą (zajebista osoba), Grażę Grzech, Babcię, Vronę i nestorkę po osiemdziesiątce (tak mówią media ale nie pytałem) Lulę La Polaca. Tu następują pokoleniowe zmiany, stawiające poprzeczkę naprawdę wysoko i zupełnie bez kompleksów. Na piątkowym drag szoł były dzikie tłumy. Na występach na Półwiejskiej, przy scenie pod Lokum, która zamieniła się w jedną z tych gejowskich ulic, znanych z seriali Nertflixa - były tłumy dzikie. Poczułem się przez chwilę jak w innym miejscu. Za duży już jestem - by nie wiedzieć, że to bańka moich złudzeń, ale czasem tak pięknie jest się łudzić. O Poznaniu mówią mały Berlin. Uwielbiam Berlin. I nie ma w tym przesady - choć to być może ledwo bardzo mały Berlin.
A, no i jeszcze wyściskanie się Linusem Lewandowskim guru i założycielem Homokomando - ultra-narcystycznym bożyszczem sceny fit-sport-geizmu - choć to nie moja bajka - było cudownie dotknąć tego (takiego) ciała. Choć na zdjęciach wygląda to jak żaba stojąca obok Apolla... Ale wiecie co? Łotewer!
Każdy dzień w Poznaniu przyniósł coś nowego. Nawet niedzielne leniwe popołudnie w palmiarni było ekstra!
Przed nami jeszcze Kraków!
***
Jednak najbardziej zaskakującym wydarzeniem w Poznaniu okazała się widomość od zaprzyjaźnionej z nami od kilku lat pary, że w piątek 9-go lipca mają wolne miejsce na wycieczkę objazdową do Norwegii i czy któryś z nas może i chciałby pojechać... Za prawie darmo! Chłopaki co roku jeżdżą na jakieś zorganizowane objazdówki - kochają ten rodzaj wypoczynku, choć udało nam się ich zaciągnąć w zeszłym roku do Pragi - na wycieczkę niezorganizowaną, które my z kolei preferujemy. Niestety ich wymarzona Norwegia z powodu nagłego załamania zdrowotnego jednego z rodziców i hospitalizacji - nie może się odbyć zgodnie z założeniem. Wykupili już ten wyjazd (zupełnie w ostatniej chwili) i nie mają możliwości zwrotu pieniędzy - zatem jedno miejsce zostało wolne. Dostaliśmy propozycję. Ja bardzo chciałem po Islandii, wrócić na północ i Norwegia to jeden z ciekawszych kierunków. Niemniej jest tam drogo i mamy tęsknoty azjatyckie, gdzie wcale nie jest tanio wbrew pozorom. Niestety u mnie w pracy sytuacja wygląda tak, że właśnie od poniedziałku zaczęła urlopy połowa zespołu - i nie mogę jechać. Został I' dlatego on dostąpi tego szczęśliwego zbiegu okoliczności i wyruszy za dwa dni w kierunku Oslo...
Nie powiem, że nie jestem wkurwiony. Jestem. Sami nigdy nie wywalilibyśmy takiej kasy na 7 dni. Ale chłopaki zarabiają naprawdę dobrze, a zdarzenia losowe się po prostu trafiają. Dlatego nie przepłynę promem ze Świnoujścia do Ystad, nie pojadę do Oslo, ani nie przeprawię się przez fiord Hardanger, ani do Bergen, ani nie przepłynę przez Sognefjord, nie zobaczę lodowca Jostedalsbreen, ani do Hopperstad, ani do Hella, ani do Stryn, ani przez Geiranger (do miasteczka ani fiordu, po którym odbędzie się rejs), ani nie przejadę Drogą Orłów, ani nie przepłynę przeprawy Eidsdal-Linge, ani przez Drogę Trolli, ani do Vinstra, ani wzdłuż jeziora Mjosa, ani przejazdu przez duńskie wyspy od Helsingor do Gedser, by stamtąd przeprawić się do Rostocku i przez Niemcy wrócić do Polski siódmego dnia... Niestety!
Nie czepiać się proszę norweskich nazw własnych i ortografii - spisałem z programu i mapy objazdu, zamieszczonego w programie wycieczki...
Ale niech pojedzie I', może będzie dobrym pocieszeniem dla naszego kolegi - który zostawia w domu swojego chłopaka, wraz z roztrzęsionym rodzicem, wraz z niepewnością o zdrowie i życie. Pewnie gdyby była inna sytuacja to I' oglądał by sobie Świat przez telewizor. Lepiej tak, niż wcale. Spakuję mu do plecaka kilka niezapominajek, trzeba żyć - tak szybko nas wszystko mija, a piękne okazje nigdy nie zdarzają się dwa razy...
A ja będę sobie zapierniczał kolejne siedem dni i czekał na powrót mojego podróżnika, pewnie w całkiem złym nastroju...
O jejku, to szkoda, że Cię ominęło :( Piękny zestaw miejsc. I na deser jeszcze Dania z miastem Hamleta... W "Elsynorze" kochałem się kiedyś w sierpniowych malwach i piłem gorzałę z prawdziwymi wilkami morskimi.:))
OdpowiedzUsuńNic mi kurwa nie mów. Na szczęście to objazdówka, z 7 dni 3 w autokarze ha ha ha
Usuń