w locie...

W samolocie przewoźnika narodowego LOT w ciągu kilku ostatnich dni pojawiła się kolejna z serii awarii. Tak się stało, że w locie WAW-BRU doszło do dekompresji maszyny, która musiała awaryjnie lądować na lotnisku DUS. 

Zdarza mi się latać i mam mieszane uczucia, co tego środka transportu. Nie lubię być przed lotem (dzień lub dwa, na samym lotnisku itd.), bo mnie on stresuje. Lubię lot w jego trakcie i bardzo lubię, kiedy maszyna ląduje, poza moimi zatokami, które najczęściej chcą mnie zabić, jest w tej procedurze coś fantastycznego. Za to nienawidzę startów, drogi na pas, tej powolnej jazdy - tego przyspieszenia, tych dźwięków - coś okropnego. Nienawidzę też jak pokazują procedury bezpieczeństwa, szczególnie maski tlenowe. Ja wtedy widzę nadchodzący koniec. Wszelkie tragiczne scenariusze. Podczas lotu jakby mi spadły maski to chyba bym….. Aż nie chcę wchodzić w szczegóły…

Tymczasem Ewa Kopacz w sytuacji awaryjnej, potencjalnie zagrażającej życiu robi fotorelację, Robert Biedroń nagrywa filmy, Leszek Miller wali sobie samojebkę, a co nie wolno? Co się wtedy dzieje w ludzkich głowach? Rozumiem, że to chęć ucieczki od stresu, który powoduje sytuacja awaryjna. Czy może, potrzeba jakiegoś dramatycznego lansu, lub natchnienie spowodowane chwilą ostateczną, coś w stylu: prawdopodobnie za chwile się rozbijemy, dlatego uwiecznię ten moment dla potomnych, przecież foty i filmy zapisują się w chmurze, nawet jeśli telefon rozbije się w drobny mak to będzie moje ostatnie pożegnanie, takie świadectwo historyczne… 

Ale chyba to nie jest powód - zatem co nami powoduje, że robimy szoł nawet z potencjalnie ostatnich chwil życia? 

A co do Leszka, doświadczonego przeżyciem katastrofy śmigłowca podczas, swojej kadencji na stołku Premiera RP, to mam jednak jakiś szacun. Zauważyłem to dopiero po chwili, chłopina siedzi na drzwiach ewakuacyjnych - czyli na miejscu którego zawsze wyglądam i staram się być maksymalnie blisko w pojazdach latających... 



Komentarze

Popularne posty