5660/186

5660/186

Zawsze się zastanawiam jak zacząć bo mam wrażenie, że nagromadziło się przez te wszystkie lata tych notek na rocznice i pewna rutyna się wdzierać tu może. Dlatego w tym roku postanowiłem nie czytać ich wcale. Choć jak sięgam pamięcią to mnożyły się w nich różne historie i czasy – których już się nabiło trochę w tym naszym wspólnym życiu, jak punkty w jakimś automacie do gier... 

Były czasy beztroski – choć nigdy nie wie się w trakcie, jak bardzo są beztroskie. Były czasy trudne i pełne smutku – wtedy doceniasz te dobre minione. Wreszcie były czasy wojny i lęku – i wszystko co wcześniej, zdaje się być błahe. Wreszcie jest dziś i za Chiny ludowe nie umiem ocenić tego, co jest teraz – mogę mieć tylko przeczucie – ale moje są zwykle pełne bólu i strachu. 

Dziś dokładnie mija 15-lat od kiedy publicznie opowiedziałem o I’. Czasem kpię z krótkich miłostek, szczególnie tej braci gejowskiej – tych młodych – dokładnie tych pośród, których chwilę temu byłem i muszę przyznać – że to jest wciąż zabawne. Związki i dramaty po tygodniu czy dwóch, wielkie rozstania i sceny. I to nie jest drwina z przeżywanych emocji – bo są one na pewno ogromne i nie mogę ich oceniać – ale z braku dystansu i rozwagi. 

Ja byłem zawsze – choć staram się to zmieniać – ostają sensu i zasad. Co oczywiście czasem testowałem na sobie i innych do bólu, krzywdząc tym ludzi. Ale czasem zasadniczość przynosiła owoce. To ona, ta cecha kazał mi milczeć o I’ – bo nie wolno chwalić dnia. Trzeba mieć pewność tego co się pokazuje. Uznałem wtedy, że pół roku to jest odpowiedni czas…

W takich warunkach 19-go marca 2009 roku pojawił się na blogu pierwszy wpis z tego cyklu. Nie pamiętam czy było już wyliczenie – chyba nie. Ale nie zależało mi wówczas na wyliczaniu, tylko na podzieleniu się ze światem wszem i wobec – oto ja chłopiec nie szczęśliwy i uznający, że nie zasługuję na szczęście – jest szczęśliwy. Byłem bardzo. 

Pamiętam jak w maju, wspomnianego roku, I’ przeprowadził się do mnie – wyganiany z domu przez matkę, próbującą wywrzeć na nim presję by się ogarnął, i zastanowił nad tą relacją w którą się pakował. A on był uparty i opuścił dom w którym mieszkał, zabrał psa i zamieszaliśmy w moim malutkim pokoju, na 8 metrach kwadratowych. Mając w drugim pokoju Najukochańszą, która nie miała problemu z kolejnym lokatorem naszego małego mieszkanka. 

Co to była za saga. Co to były za szczęśliwe czasy… I nagle i tak szybko minęły! Nawet nie wiesz kiedy najlepsze Cię omija. Nie mówię, że 19-go marca 2024 roku jestem mniej szczęśliwy. Nie! Jestem równie szczęśliwy i pełen marzeń i planów i nadziei. Ale też bardziej świadom zagrożeń i kruchości tego, co nas otacza i kruchości nas samych. I to jest jakaś skaza, która nie pozwala mi być tak naiwnie szczęśliwym, jakim byłem te lata temu. 

Lata temu – byłem dużo bardziej naiwny! A teraz co noc gdzieś ukradkiem skrada się pierwiastek myśli – czy zobaczymy się rano, czy nie spadną nam na głowę bomby, czy wyniki okresowych badań nie wykryją niewielkich zmian – które wywrócą całkowicie nasze życie… Stabilizacja ulegnie destabilizacji… 

Ok., dość tych skaz na kilka godzin! W tej chwili moje obawy nie są ważne, dziś, dokładnie dziś przeżyliśmy razem z I’: 5660 dni co daje 186 miesięcy. I to w większości były i są wspaniałe dni, miesiące i lata. I jedyne czego chciałbym sobie życzyć, to aby to trwało jak najdłużej…      

Komentarze

  1. To był ten piesek, który lubił nosić kamienie i cegły?
    Sam się teraz cofam o 16 lat, też już kawał sagi. Wspominam miodowo, jak Franek się wkręcał w moją przestrzeń. Jak wypłoszył moją biedną, homofobiczną mamę, zjawiając się u mnie z jakimś absurdalnym zapasem brzoskwiń w syropie. Myślę o tym, jak nam się pierwsza spędzona u mnie nocka wydłużyła i jak stał na środku pokoju goluteńki, tłumacząc przez telefon szefowi, jakie to ważne sprawy powodują jego absencję: - Ale kłamczuch, pomyślałem i powiedziałem wtedy ze śmiechem... O wszystkim w sumie zdecydowały psy, a szczególnie nieodżałowany Niedźwiedź, który wkrótce pozwolił się Frankowi pogłaskać po brzuchu. Był jedyną osobą, która dostąpiła tego zaszczytu. Więc musiał zostać. Najlepszy kumpel Niedźwiedzia, i przy okazji mój... I lepszy kumpel od F. mi się już nie trafi...
    A teraz czas kotów, spokojny dość i pełen mijanek. I przyłapałem się ostatnio - wracając pociągiem do domciu - na myśli, że cudnie jest wracać, wiedząc, że on tam będzie, w tym swoim adidaskowym dresie, zawsze gotów, żeby mnie trochę poczochrać i pogadać o niczym, co najbardziej lubimy. Nie dałbym rady bez niego.
    Wasza saga też piękna. A ta Twoja miłosna precyzja arytmetyczna mnie po prostu rozbraja, nieodmiennie, od lat. To jest fenomenalne, jak dla mnie jedyne... Bogowie, jak moi starzy mieli taki staż, to już tkwili na dnie piekła, obrzydliwego, któremu na dodatek musiałem się od dłuższego już czasu przyglądać.
    Tak że niech żyją geje. I żebyśmy się wreszcie doczekali możliwości prawnego formalizowania naszych związków tu, nad Wisłą... Zasługujemy na to, do cholery! Co nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję! Twoje komentarze do moich okolicznościowych notek są zawsze wybitne. Az mi brak słów.

      Tak, piesek od cegieł to ten co przybył w posagu.

      U mnie nie było straszenia homofonicznej mamy, było inne straszenie ale to jest wybitnie nie publiczna historia i nawet dla małego grona czytelniczego - nie będę jej ujawniał na tym etapie życia ha ha ha!

      My nie mieliśmy takiej psiej ferajny i decyzyjności psiej. Suczka była wybitnie pierdolnięta i bardzo specyficzna. Wiele lat z nami była do końca 2017 roku, bardzo silne wspomnienie!

      Nie dałbyś rady bez F? Dałbyś - i ja bym dał sam, ale czasem się łapę na myśli jak to by było ciężkie życie. Ja mam coraz więcej samotnych w gronie i przekonanych o samotności do kresu dni. I tak się trochę im te życia układają - dużo goryczy! Bardzo nie fajna wizja!

      No właśnie, oczekiwania społeczne czasów Twoich czy moich rodziców - projekt szczęście w małżeństwie - ja nie znałem w moim otoczeniu szczęśliwych rodzin. Większość sióstr Najukochańszej po rozwodach i to hucznych, pokolenie mojego ojca z nim włącznie - prawie całe jego kuzynostwo - po rozwodach, może mniej agresywnych niż jego starzy... A tu wolny wybór u nas, po latach też jakaś wygoda - ale żyje się trochę dla wygody nie?

      Z tymi ślubami gejów to ja nie wiem - jestem czarnowidzem tej sprawy - ciągle mi przed oczami staje Tusk w kampanii 2011 roku, kiedy padła ta propozycja, a potem 2013 kiedy puścili to do sejmu i zabili zanim nawet przeczytali. Minęło 11 lat, fajnie że jeszcze żyjemy i chyba tyle w temacie. Głupi nie jestem (aż tak bardzo)... Ale zgoda zasługujemy!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty