11 lat
Lata mijają niepostrzeżenie a ja
jestem facetem, który żyje już 11 rok z drugim facetem. Jestem zupełnie,
przynajmniej powierzchniowo nieromantyczny w codziennym obyciu. Życie nie daje
nam wielu takich chwil, w których ten romantyzm mógłby się ujawniać, więc
czasem raz do roku warto zdobyć się na refleksję…
Blogi umierają i sporadycznie
odradzają (się), ja po prostu zagaduje Świat na śmierć – więc było to
oczywiste, że wrócę w każdej (jakieś) formie, w której byłem wcześniej. Ale
cały dorobek minionych lat przepadł. Zachowały się co prawda teksty, ale nie
mam zapisanych komentarzy – które czasem nadawały większy sens takim blogowym
wylewom słów. Dlatego w tym roku chcę troszkę pokleić – to co przeszłe z
obecnym. Jestem przecież refleksyjnym kolesiem. Wróciłem i choć nie mówię tyle,
co kiedyś – być może to już ten czas by uczyć się milczenia – jednak wciąż będę
czasem wracał – być może tylko w takie dni jak ten – do czasu aż skasują i tu
możliwość mówienia…
Miniony rok dla mnie i dla I’ był
jubileuszowym, dekada wspólnego życia, o matko! Jak sobie z tym radzić? Ale
napisałem całkiem zgrabnie i chyba szczerze taki akapit całkiem miłosny: I ta hipnoza trwa. Nie na pokaz, ani dla
majątku, ani dla prestiżu, ani dla pozycji – nic z tego nie mamy. Nic. Mamy
szaloną przyjemność z tego, że leżmy obok siebie jak dwa psy i razem możemy się
schować pod kołdrą, kiedy grzmi. Jeden ma drugiego, a drugi pierwszego. Nie
znudziliśmy się dekadą dzielenia wspólnego życia – to mnie zaskakuje i zadziwia
– nie dlatego, że ja nie znudziłem się nim, tylko on mną! Nasze linie tak
odmienne i paradoksalnie tak bardzo podobne splotły się trochę przypadkiem –
trochę specjalnie – gdzieś wiedzione przez mitologiczne zwierzęta dobrotliwych
bożków, a może zupełnie prozaicznie, bo zepsuł się tramwaj i któryś nie zdążył
na czas wrócić do swojej rutyny – poirytowany odpalił po powrocie do domu kompa
i na randkowym portalu zobaczył jakiegoś głupka, napisał wiadomość, bez
wielkich nadziei w stylu: hej, co słychać? I usłyszeliśmy wspólne życie…
I tak właśnie było. I tak właśnie
jest. Plus minus kolejny rok. Kolejny, w którym już nie umiem tak ładnie pisać
jak przed rokiem – ale wciąż to wiem, wciąż to czuję i chcę to wciąż mieć!
Tak piszę na szybko – bo mi się
życie zrobiło na szybko i nie ma czasu czasem zwolnić – dopiero jakiś krasz lub
krach istnień i wartości – znów nas wystudzi – ale oby pozostawił nas nawet
wówczas w tym cudownym stanie miłości… Hah musiałem tak dosłodzić – wybaczcie!
Na koniec kawałek który wieńczył
naszą pierwszą dekadę, niech zagra też na początku tej nowej, stuknął nam
dopiero przecież pierwszy roczek…
Media:
Sufjan Stevens - Mistery Of Love
I stary Kiljan się cieszy. Zakochane kochane chłopaki!
OdpowiedzUsuńNo, a tak przy okazji, w związku ze starym Kiljanem i owym hop hop spod którejś z poprzednich notek - Przecież jestem, jeju , naprzeciwko, w blogowym sensie... Dałem się namówić zaprzyjaźnionej poetce, i ciągnę ten wózek, może już mniej osobiście a bardziej książeczkowo, ale zawsze...
Oddaję się starym przyzwyczajeniom: kilhalls.blogspot.com
ciekawe czy teraz się utworzy link: https://kilhalls.blogspot.com
UsuńHop hop to było do tego miłego starszego pana ale Ty chyba go nie znasz :p
UsuńPodziękowania za miłe słowa :p
Link się nie utworzył :p
UsuńAaa...yyyy... Jeszcze wyszedłem na durnia.... No nie, tamtego starszego miłego pana Kiljana nie ma, w zasadzie, póki co. Ostatnio po pijaku rozbił sobie ryj o nasyp kolejowy. Zaniechał dalszej wspinaczki i wrócił chyłkiem do hotelu... Wiuuu, pojechał ekspres, szyderczo trąbiąc za jego plecami... Głupia i kretyńska sprawa. I tak się nadział na recepcjonistę... - Rany boskie, ktoś pana napadł? - Nie, nie, to ja sam - odparł - po prostu żyję kolorowo - dodał wskazując na poplamioną krwią koszulkę... - W łazience o bezlitosnym świetle pomalował nią sobie jeszcze twarz, jak Indianin... Odrobinę mi zaimponował, bo pierwszy raz zobaczyłem, że nie panikuje na widok własnej krwi... Alkohol jednak zobojętnia człowieka... Wlazł potem pod prysznic, a ja się ulotniłem... Muszę tę znajomość ze starszym panem jeszcze przemyśleć... :)
OdpowiedzUsuńO to jednak ów Kiljan prowadzi się dość tak - „kolorowo” jak mówisz... Ok ale czemu na nasypy kolejowe się wspina? Życie mu nie miłe?
UsuńKoffie kochany, przecież on nigdy nie odnosił się do życia z nadmiernym entuzjazmem. Gdyby się tak przyjrzeć mu dokładniej, to widać, że jest to facet, który przez niemal pół wieku nie robi nic innego, tylko mozolnie popełnia samobójstwo. Czasem mu się wydaje, że pewne rzeczy można przyspieszyć, lecz wtedy pojawiają się jakieś przeszkody i nic z tego nie wychodzi. Boję się, że któregoś dnia z tego powodu stanie się religijny, a tego bym mu nie życzył, bo przecież religijność potrafi zamienić człowieka w potwora. Egotyzm jednak ma skłonności do nadymania się jak najeżka.
UsuńAle jakoś, mimo wszystko, daje się ukołysać, co pozwala na ostrożny optymizm...
Jak to pisała Agnieszka Osiecka:
Dopóki demon smutku śpi,
niech żyją młode żądze,
dopóki życie w nas się tli,
dopóki są pieniądze...
Te ostatnie są naturalnie najważniejsze. Bo gdy się skończą, to: kurrrrrrrrrrrrrrrrrtyna! W dół, naturalnie!:)
W zasadzie to powinien iść w takim razie już na dno. Nie ja jestem na dnie - tu do mnie nawet kurtyna nie dochodzi kurwa mać!
UsuńPowinien, nie powinien. Trzmiel według wszystkich ludzkich mądrości nie powinien latać, a ten futrzasty grubcio rozkłada skrzydełka, i lata jak pszczółka.
UsuńKurwa, dno też dla ludzi, i czasem gorzkie migdały. Tyle że dno a dno to różnica. Jest dno Rowu Mariańskiego, jest dno Zatoki Puckiej.
Chłopaku!!