były dni słoty jesiennej
Dni i tygodnie mijają, a ja nie
czuję się wcale lepiej. Czuję się niepewnie, na rozstaju dróg, boję się decyzji,
choć jest ona konieczna. Dni urlopu upłynęły mi na totalnej bierności lub na
niewielkich działaniach, które nie dały żadnego pozytywnego rezultatu,
przeciwnie – równie małe, ale jednak porażki. Te kilka tygodni wolnego, pośród
słot jesieni, wpędziło mnie tylko w jeszcze czarniejsze myśli oraz finalnie w
L4 – z powodu przeziębienia, które przyniósł do domu I’, a że on nie uznaje
współczesnej medycyny – to po kilku dniach zazwyczaj chorują wszyscy domownicy.
Udany był Festiwal Komiksów,
spotkałem zawodowych znajomych z Krakowa i uprzyjemnili mi oni niezmiernie
czas. Oraz pozwolili zrozumieć, co się ze mną obecnie dzieje – choć nie podali
żadnych złotych rozwiązań, sam muszę zdecydować. Całe moje życie opiera się na
tej filozofii – by być kowalem własnego losu.
Drugim bardzo budującym
czynnikiem było spotkanie prawdziwego artysty, jakim okazał się przesympatyczny
francuski twórca komiksów Cyril Pedrosa. Facet potrafi wyrzucić 30 stron
swojego projektu do kosza, kiedy uznaje, że nie czuje kontaktu artystycznego z tym
co zrobił. Zapytałem go ile czasu robi tą ilość materiału – na co odpowiedział
bez dłuższego namysłu – trzy do pięciu miesięcy. A tymczasem znam polskich twórców,
którzy zrywają kontrakty wydawnicze, bo oczekuje się od nich, aby narysowali
osiem stron więcej… Od Pedrosy emanowała wręcz jakaś artystyczna siła – po
wielu latach wreszcie znów to poczułem na tym festiwalu – że pośród tych
tysięcy rzemieślników – zdarzają się w tym medium jeszcze artyści, dla których
liczy się coś więcej niż termin i kontrakt – że rysują czy piszą aby coś
wyrazić – a nie tylko zarobić. To było budujące!
Komentarze
Prześlij komentarz