Just Can't Get Enough
Już na przednówku roku pańskiego 1981, światową sceną muzyczną wstrząsały wyziewy brytyjskiego disco w postaci pierwszych singli synth-popowego zespołu Depeche Mode. Ale to w dniu 5-go października owego, pierwszego, roku legendarnych lat 80-tych - ukazał się debiutancki album grupy zatytułowany: Speak & Spell. A dziś mija 40 lat od tego zdarzenia, kiedy chłopaczki z zapyziałego Basildon - zrobili pierwszy, acz milowy krok do światowej kariery. A Depeche Mode jako jeden z niewielu zespołów na Świecie wytworzył na pewnym etapie swojej kariery - całą subkulturę depeszowców - którzy po dziś dzień w wielu krajach wciąż urządzają zjazdy, oraz potrafią się rozpoznać po elementach stroju - pośród innych podobnych subkultur.
Dziś mamy tylko piękne wspomnienia - czasy minęły jak z bicza strzelił. Niestety Depeche Mode po raz pierwszy w swojej historii nie dotrzymał terminowości i nie wydał w stałym cyklu nowego albumu w 2021 roku. Szkoda, byłoby co świętować z okazji okrągłej rocznicy. Ale oni już nic nie muszą!
Media:
Depeche Mode - Just Can't Get Enough (Official Video)
Wspomnienia... Żebyś wiedział. Myślę z czułością o tych dawnych rzeczach DM, bo miałem takiego chłopaka, co ich namiętnie słuchał, a ja z nim... To było tak z końcem lat 80... Miałem już wtedy prawo jazdy i dojeżdżałem starego garbusa matki. Z kolegą lubiliśmy jeździć nim nocami za miasto... Dziwne czasy, nabrzmiałe erotyką, strachem, łapczywością... Krwawe wypieki od tego tajemniczego życia się robiły... Przypomina mi się płytka "Music for the Masses" i kawałek "Behind the Wheel" Przed chwilą sobie tego słuchałem... I jak Cię tu nie kochać... A to DM, a to Rush, a jeszcze Fripp, David, i te komiksy... Twój gust i cały ten miks przypomina mi paru fajnych chłopaków z przeszłości. Bierzesz mnie pod włos...:))))
OdpowiedzUsuńKurwa zżarło mi komentarz, niestety jestem bardzo niezadowolony bo tamten tak mi się napisał bardzo pięknie.
UsuńNa początku było o tym, że wzruszyłem się Twoim komentarzem i że nie wiedziałem dlaczego. Zakładam, że to wynik jakichś moich lęków, strachów i obaw jaki zatruwają mi ostatnio życie. I dlatego uciekam, od lat w sumie, ale teraz tym bardziej w lata 80-te i jakieś takie romantyczne czasy, które pewnie nie były wcale romantyczne. Jak to było w „O północy w Paryżu” Allena, kiedy protagonista przenosi się do Paryża dawnych epok, które są romantyzowanie przez nas współczesnych, tymczasem wszyscy żyjący w nich ludzie wcale nie dostrzegają w nich nic specjalnego, uznając przeszłe czasy za te najlepsze do życia…
Tymczasem Rush już przeminął. DM milczy w roku swojego 40-lecia, ale mi wszedł teraz ten kawałek Gahana „Metal Heart” i czekam na 4 listopada… Davida z nami już fizycznie nie ma, ale podobno na 2022 rok szykują wreszcie wydanie Toy? Fripp to jest niesamowity ekscentryk, ciagle mnie potrafi zaskoczyć. A jeszcze gdzieś tym czasem zagra Plant. A i zrobiłem sobie wyprawę w głąb dyskografii Iron Maiden i znów te lata 80-te są najlepsze…
MFTM to rok 1987, co za dziwna data, i ten Garbus bosh jak pięknie widzę to oczami wyobraźni - mogłoby to być pięknym wstępem do jakiegoś gejowskiego romansu fabularnego. Samo życie naszej braci w tamtych czasach to jest temat do opowiedzenia. Oglądaliśmy ostatnio z I’ tego promowanego na netflix „Hiacynta” ale to jest jakaś kpina… Choć pierwszy raz nie pokazali nas jako śmiesznych i niedorozwiniętych chłopaczków…