5294/174

5294/174!

O mamo, zrobiłem sobie lekturę dwóch-trzech ostatnich wpisów z tej serii. Lata 2020-2022 były jakimś piekłem. Zarazy, izolacje, strach, choroba, powikłania, wojna, bomby, krew, badania, strach, strach, strach… Co jeszcze? Co jeszcze może nas zaskoczyć? Co może jeszcze wprawić w drgania spokojne życia? To wszystko w ciągu dwóch, zdawać by się mogło krótkich lat! Bosh, nie chciałbym mieć znów 15-20 lat, aby to wszystko przeżywać! Wtedy ten czas wydawałby się cztery razy dłuższy. Nie dziwię się lawinowym wzrostom ilości terapii psychologicznych i hospitalizacji psychiatrycznych. Sam powinienem udać się do psychiatry, aby mnie ustawił, bo nie radzę sobie z rzeczywistością…

A z drugiej strony, czas, ten cholerny łupieżca, złodziej żyć, młodości i świętego spokoju – jest tu z czasem sojusznikiem. Obraca wszystko w żart. Banalizuje zarazy, ośmiesza izolacje, umniejsza i rozbraja strach, oddala choroby, trywializuje wojny, wycisza a nawet oswaja bomby, zaciera krew. No i co? Trzeba żyć – nagle wszystko co wydawało się najgorsze, co spędzało sen z powiek, co wywoływało napady żołądka w postaci głodówek lub obżarstwa – to wszystko staje się powszechne. Na Instagramie dalej giną chłopcy LGBT w Ukrainie, ale zostawiasz tylko kolejnego lajka, obok polubień kotków, szczwanych szopów, zgrabnych męskich tyłeczków. Ot, trup powszechny, bombardowanie zwyczajowe. Co za ohydna kondycja ludzkości.

Powoli nie zauważamy dramatów. Zawsze wtedy myślę o takiej wojnie trzydziestoletniej w czasach, kiedy dożycie lat czterdziestu było wciąż wydarzeniem – ci ludzie musieli przeżywać ten konflikt, przez kilka pokoleń ich krótkich żyć. Dziadek i ojciec i syn mogli nie znać innego świata niż ten wojenny. Ale czy roztrząsano co dzień i co noc kwestie wojny – na pewno nie! Dziś żyjemy dłużej i szybciej. Tematy, nawet dramatyczne, szybko się nudzą. Uwagę szybko znów przykuwają skaczący przez płonącą obręcz pies lub zawodzący za swoim panem kot. Świeże groby zarosły – ktoś wie o co w nich chodziło? Co za ohydna kondycja ludzkości!

Nie chcę się wybielać – bo nie jestem lepszy. Może mam czulszą uwagę, ciągłe niepokoje. Ale ja też staram się wypierać dramaty, które tańczą dookoła. Cenię od lat i coraz bardziej – kiedy mogę się wślizgnąć pod kołdrę kiedy mój piękny śpi – posłuchać jak bije mu serce i jak szeleści oddech. Podobno tulę się tak mocno do jego ciała, że prawie go duszę – podobno zrzuca moje bezwładne ciało ze swojego – kiedy nie może już oddychać. Ale zanim zasnę lubię pomyśleć tylko o nas. Pomarzyć lub ułożyć plany – które bym chciał zrealizować – osobiste i wspólne, kosztowne i całkowicie darmowe. Coraz bardziej cenię chwile kiedy mogę się skupić tylko na swoich potrzebach – kiedy moje banalne życie i jego nieistotne problemy, zagłuszą ten cały straszliwy szum.

Kiedy jestem skupiony na sobie lub na I’, znów wszystko nabiera sensu i znaczenia, nawet chwilami czuję się znów jak dwudziestokilkoletni chłopak. Moje sprawy stają się priorytetami. Konsumpcja zagłusza skutecznie hałas bomb. Dlatego lecimy do Grecji i do Norwegii, robimy sobie plany na mapie, gdzie byśmy jeszcze chcieli i zrobimy to. Chadzamy na imprezy, bawimy się, mówimy sobie jakieś czułe słowa… Niech się tu wszystko wali, niech się pali, byle nas wsadzili do samolotu i wzzziiiuuu! Mamy prawo przeżyć to życie będąc szczęśliwi – niczym sobie nie zasłużyliśmy na tortury, za dużo było tego w ostatnich latach. Dlatego myślimy coraz mocniej o sobie i nie zamierzamy się tego wstydzić. Teraz my! Jutro może nas już nie być!

Mijają miesiące i lata – coraz bardziej to wszystko dziwne, ale jeszcze bardziej dziwne jest to, że właśnie dziś nam stuknęło razem 5294 dni, co daje w sumie 174 miesiące – od kiedy jesteśmy z I’ razem… I idziemy dalej... Na kolację i koncert Ralpha też!


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty