13 lat
To jest tak, że mija mi dziś 13 lat blogowania. W sumie,
jakie to ma znaczenie? Forma autoterapii dobra jak każda inna. Może niezbyt skuteczna? Sporo moich blogowych
kolegów skończyło na psychoterapii za ciężki szmal. Ja się leczę tutaj. I
dlatego to chyba jeszcze dalej trwa?
Kto liczy na sławę i poklask na blogu niech zapomni – tu są
tyko Ci, którzy liczą na ulgę, (która nie zawsze przychodzi)!
Byle tylko nie zwariować.
OdpowiedzUsuńKiedyś znalazłem stare zdjęcie - jestem malutkim chłopczykiem w kurteczce z misia, w spodniach w kratkę i w czerwonych bucikach, i pozuję siedząc na kucyku, na Rynku w Krakowie. I pomyślałem sobie wtedy, że gdyby ten chłopczyk wiedział, co go czeka w życiu, to jebnąłby bez tchu z tego konika na to obsrane gołębiem kamienne podłoże... Biedaczysko...
A teraz tak sobie pomyślałem, że życie jest jednak bardzo wymagające. No bo ten szmal... Jeśli nie umrze nam hojna ciotka z Ameryki, albo jeśli już tak z urodzenia nie jesteśmy zamożni, to żeby mieć na chorobowe luksusy, trzeba tę kasę zarobić, a żeby zarabiać, no to warto jednak mieć jakąś duchową i fizyczną krzepę... A jak jest kasa, no też jakoś chyba lżej, no bo bez kasy to się wszystko rypie... A jak jest kasa, no to tak ją na szeptuchę zaraz wydawać... Dla mnie te wszystkie psychoterapie to takie trochę palcem na wodzie pisane. Jak ja słyszę tych wszystkich psychotuzów jak opowiadają, że mają taką pięćdziesięcioprocentową skuteczność, to ja dziękuję... Z rezerwą do tego podchodzę - bo kto to ten psychoterapeuta, taki przyjaciel wynajęty za pieniądze, jak bardzo inny jest ode mnie, jakimi on się kieruje wartościami w życiu... Taki przyjaciel znienacka.
Tak że chyba lepiej leczyć się jednak samemu. No chyba że rzeczy idą tak daleko, że człowiek rzeczywiście potrzebuje lekarza i farmakologicznego wsparcia.
Czasem myśle, że my już wszyscy zwariowaliśmy tylko o tym nie wiemy.
UsuńMasz dużą słabość do szmalu ach jakże dużą. Poezja nie daje szmalu. Literatura nie daje szmalu. A nie każdy ma hojną ciotkę gdzieś. A ci co mają często nie chcą mieć z taką kontaktu...
Bo w życiu najważniejsze są pieniądze. Ponura prawda.
OdpowiedzUsuńBuuuu ;(
UsuńNo to spróbuj pożyć bez kasy.
OdpowiedzUsuńIdź do psychoterapeuty, do apteki, do teatru, do restauracji... Pokochaj się bez kasy.
OdpowiedzUsuńMiłość nie pyta o pieniądze - tylko o to czy nam na wzajem jest dobrze...
UsuńAle przecież nie trzeba mieć aż tyle kasy:
UsuńIdź do psychoterapeuty - zobacz sobie kołczing na YT, do apteki - zgoda zgroza finansowa, do teatru - nie musisz masz na YT, do restauracji - to luksus zbyteczny... Pokochaj się bez kasy - no pewka!
Ale to ma być życie, czy jakiś surogat?
UsuńMężczyźni nie pytają o kasę. Oni ją mają.
Wszystko się porypało teraz, ale jeszcze nie tak dawno temu: kolacja w restauracji, po prawdziwym teatrze... Życie miało jakiś blask. Trochę jak po kościółku... W niewygodnych ciuszkach.
UsuńBo są.
OdpowiedzUsuńDopóki demon smutki śpi,
OdpowiedzUsuńniech żyją młode żądze.
Dopóki życie w nas się tli,
dopóki są pieniądze.
E tam!
UsuńNikomu nie życzę, żeby się skończyła.
UsuńKasa, oczywiście.
OdpowiedzUsuńAleż Pan kłamie panie Kiljanie! 35 lat żyje bez pieniędzy. I można
UsuńTaa, biorąc to dosłownie, ktoś mógłby pogratulować komuś Twoich 35 lat... I życzyć dalszych sto! (A co tam - znam gościa, którego w Twoim wieku stać było tylko na kartofle, a po czterdziestce wylądował w Dolinie Krzemowej, gdzie nikt się pieniędzmi nie przejmuje, bo one są...)
OdpowiedzUsuńIm człowiek młodszy, tym łatwiej znosi pewne niedostatki, zwłaszcza gdy przydarzy mu się aura życzliwości, przyjaźni, wiary, niech będzie - nawet miłości... Sam to przećwiczyłem, i niekiedy nawet za tym tęsknię... Ale z biegiem czasu troszkę się to zmienia. Mieć czy być? - oto jest pytanie! Ja stawiam na być, ale najlepiej wypłacalnym. I to nie o to chodzi, by było - skoro już przy tym być jesteśmy - nie wiadomo jak wiele, ważne, żeby było dość, dość, by samemu otwierać własne drzwi, a nie, żeby je otwierano, tak bezosobowo, by pchać ci się do życia z brudnymi buciorami.
No, można żyć na kredyt, ale to groźne, także dla otoczenia, o czym łatwo się można przekonać, gdy wszystko wokół zaczyna się rypać... Też to przećwiczyłem, tracąc zresztą mnóstwo, bo są jeszcze ponadpieniężne wartości, choć całkiem po geszefciarsku do wyceny...
Niewypłacalność to jedyna jeszcze zbrodnia, za którą, w majestacie prawa, można dostać czapę, a że na stanowisku kata wakat, samemu trzeba odwalić całą robotę.
Ale co? Dwójka wykształconych gejów, każdy z jakimiś dochodami, przed którymi jeszcze ocean czasu... Chyba to nie takie złe? Trudno wyobrazić sobie rozsądniejszy sposób na życie na tym najgorszym ze światów.
Przychodzi taki czas, że człowiek naprawdę ma ochotę się okopać, tak już przechodząc przez smugę cienia... Nie wiem, na ile moje okopy są solidne... W każdym razie wolałbym umrzeć, zanim skończą się pieniądze, nawet choćby z jednym miedziakiem we własnej sakiewce, by mieć co rzucić Charonowi... Lubię sam płacić za swoje podróże...:))