siódma gwiazdka
Tak podobno było. I było miło. I byłem w szoku. I plułem sobie w brodę. Ale nie jestem wróżką. Nie mam złotej kuli. Nie zabrałem nic by autograf dostać. A to bardzo skromny facet. Całkiem miły. Cichy i spokojny. Dostał dwa dni więcej z powodu wojny. A ja mogłem go poznać. Tyle już lat mija. Albo mi się tak zdawało? Za dużo godzin w pracy? Fatamorgana? Czy to ma znaczenie? Lepiej posłuchać to co tworzy. Podobno pięknie wydane. Jako biały winyl. Dwie prędkości odsłuchu. Osobno dla strony A i dla B. Ach i och. Dobra słuchamy!
Media:
Vervet
Cudne!
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak o tym spotkaniu pisałeś. Nie, nic Ci się nie zdawało....:))
UsuńE to był sen raczej - majaki wariata... ;P
UsuńJezus, mój kumpel to kiedyś jadł jagnięcinę z Davidem Bowie... Ale mu zazdrościłem.
OdpowiedzUsuńKumplowi, rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńA to piękne zdarzenie :)
UsuńŻarł z nim mięso, w Berlinie!
OdpowiedzUsuńAle to był przypadek czy zaplanowana akcja?
UsuńZaplanowana akcja.
OdpowiedzUsuńNo to Panie - czyli strzał w dychę! :P
UsuńDawne czasy, w trasie Glass Spider Tour. Taki piknik zorganizowany przez Davida. Pieczone mięso, piwko, trochę dziennikarzy, trochę fanów. Kumpel był tam ze starszym bratem. I po dziecinnemu z radzieckim aparatem Smiena 8M:) {Swoją drogą rozkoszne cacko, robiące całkiem ładne zdjęcia. Takim samym robiłem fotki mojemu Attyli nad Balatonem, w którym się tak strasznie kochałem!!:)} Na Floriańskiej, w Krakowie, wywoływał zdjęcia, bo to się chodziło wtedy do pracowni, do fotografa, żeby wywołać... Coś cudownego - w tej naszej szarzyźnie, wyjęty z koperty David Bowie, z na wpół ogryzionym gnatem, przy okazji z kolegą... Na ciemnych schodach oglądaliśmy to gorączkowo! I nawet po przyjacielsku objęci, z uśmiechem... Jeszcze te stare zęby!:))
OdpowiedzUsuń