Filip Mountbatten 1921-2021
W dniu 9 kwietnia 2021 roku zmarł książę małżonek, Jego Królewska wysokość Filip Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glücksburg (od 1947 roku Mountbatten), książę Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, książę Edynburga, hrabia Merioneth, baron Greenwich.
To bardzo smutna wiadomość – był to
człowiek, który prawdopodobnie, nie tylko uratował rodzinę królewską w UK, ale
również dzięki jego pomysłowi, aby zamienić ją w swoistą domenę publiczną –
doprowadził do medialnej rewolucji i dodania rodziny Windsorów do palety
atrakcji turystycznych Zjednoczonego Królestwa. Windsorowie od ponad 100 lat są
zakładnikami państwa nie wybrali tego losu – ten los musieli przyjąć ze względu
na zwycięstwo sił parlamentaryzmu nad absolutyzmem. Wszystkie absolutyzmy
europejskie kończyły się jak we Francji w 1793 roku, czy w Rosji w 1918.
Ten ostatni mord był szczególnie
piorunujący dla Windsorów. Jerzy V, który w 1917 roku początkowo zgodził się
wydać azyl dla złożonego z tronu petersburskiego kuzyna Mikołaja II – szybko wycofał
się z tej decyzji – prawdopodobnie przyczyniając się do śmierci młodszego
kuzyna. Lata 1917-18 były jednak kluczowe dla rodziny Windsor dotąd znanej pod
rodową nazwą Sachsen-Coburg-Gotha. Niemiecki rodowód kojarzony z Wielką Wojną i
narastające niezadowolenie wobec brytyjskiej monarchii – stworzyło Windsorów.
Wystraszoną o swoje życie, nikomu niepotrzebną, zamkniętą za murami pałaców
symboliczną dynastię – która jak wierzono miała służyć tylko, jako pretekst do
podtrzymania globalnej brytyjskiej dominacji. Ale przyszła Druga Wojna, zamieszanie
z niesfornym Edwardem VIII i wreszcie panowanie Jerzego VI – który z monarchy
mającego reprezentować imperium, został monarchą ukrywającym się w podziemnym
schronie i wydającym odezwy do wyczerpanego narodu, o wytrwałość w czasie
niekończących się niemieckich nalotów.
Druga Wojna uratowała monarchię –
jednak nie mogła dać jej niekończonego kredytu popularności czy uwielbienia obywateli
– wojny zwykle szybko się zazwyczaj kończą. Widmo roku 1918 rzutowało na
rodzinę Windsorów jeszcze po ostatniej zmianie na tronie, kiedy w 1952 roku na
tron wstąpiła młodziutka Elżbieta II, ona dalej gotowa była prowadzić politykę
izolacji dworu – aby tylko przeżyć, nie miała autorytetu zmarłego ojca. I w tym
momencie wkracza jej niespokojny mąż Filip Mountbatten – który nie był w stanie
pogodzić się z rolą zamkniętej w klatce kukły – niegrającej nawet pierwszej
roli w tym spektaklu. To on wymyślił cały koncept modernizacji wizerunku
rodziny królewskiej. Nie wiem czy przewidział, że wprowadzenie kamer telewizyjnych,
dziennikarzy z raczkujących tabloidów i reporterów radiowych do życia odciętej
od rzeczywistości i de facto żyjącej w odległych od zwykłych Brytyjczyków podłościach
ziemskich Windsorów, spowoduje taki globalny szał ich popularności. Nie mniej,
po mimo oczywistej krytyki – jaka spotkała monarchię po wejściu jej w erę
medialną z początkiem lat 60-tych XX wieku – całokształt tej radykalnej i ryzykownej
polityki przyniósł miliardy funtów dochodu dla państwa. Narodziny, chrzciny, komunie,
spowiedzi, zaręczyny, skandale, śluby, zdrady, rozwody, wywiady (z dziesiątkami
członków rodu), problemy zdrowotne, hospitalizacje, zgony i wreszcie pogrzeby –
stały się publicznymi wydarzeniami, o których prowadzi dyskusję cały Świat. A
setki tysięcy ludzi – odwiedzających Wyspy – chce zwiedzać, zobaczyć lub
uczestniczyć w wydarzeniach i miejscach – które są związane z Królową i jej
rodziną. Filip salwował Windsorów z lokalnych władców na monarchów globalnych –
których życie chcą przeżywać miliony. A producenci rojalistycznych gadżetów –
czekają dzień i noc aby uruchomić produkcję kolejnych bibelotów za ciężki hajs.
Oczywiście warto też wspomnieć o
jego proekologicznych poglądach, które promował i wprowadzał wiele dekad przed
pojawieniem się tego trendu globalnie. Kolejną odsłoną książęcej aktywności
była dobroczynność i niezwykła aktywność publiczna w ramach symbolicznych funkcji,
które sprawował, do bardzo sędziwego wieku. Wycofał się z życia publicznego
przecież dopiero w 2018 roku, kiedy skończył 97 lat! Również często dopuszczał
się, prawdopodobnie, zaplanowanych lapsusów i gaf – szeroko komentowanych
medialnie. Znany był również jego często żenujący humor. Były to jego wentyle
bezpieczeństwa – ponieważ jako były żołnierz, który walczył z sukcesami na
froncie Drugiej Wojny, nie mógł do końca pogodzić z brakiem jakiekolwiek
celowości w życiu i pełnieniem roli publicznej małpy.
Nie mniej jak wyliczono to w Polsce,
przy okazji wyborów w 2015 roku – brytyjska monarchia jest tańsza od polskich
wyborów prezydenckich. Symboliczność obu funkcji – króla Anglii i Prezydenta
Polski jest zasadniczo podobna. A wolałbym mieć królową i księcia – niż kolejnych
mierny prezydentów!
No jeszcze ten staż z królową.
Prawie 74 lata małżeństwa, a znali się od blisko 82 lat!!! Te liczby są
szokujące! Ale kiedy zmarł pomyślałem sobie – w jakim był stanie psychicznym od
wyjścia ze szpitala, kiedy wyglądał przerażająco, czy wiedział co nadchodzi,
czy czuł niedosyt, czy może wiedział, że dostał więcej niż inni z tego życia,
czy było mu mało? Za dwa miesiące skończyłby 100 lat.
W sumie to rozkosznie paskudna historia rozkosznie zepsutych ludzi...
OdpowiedzUsuńAleż Jerzy i Mikołaj byli do siebie podobni. Jak bliźniacy... Ale chuj z tego, okazało się ostatecznie...
Wszystko to taka bajka o popłuczynach, w sam raz dla gospodyń domowych... Luksusik, zdrady, spermkowanie... Chyba ostatni król Egiptu przewidział, że pod koniec XX wieku ostaną się jeno królowie karciani i król angielski.... Została królowa, angielska... I jeszcze kilka dworów- tu jednak się pomylił - o baśniowych wszakże korzeniach, choć uwikłana już w zdziczałe związki z aktorkami tudzież z przepoconymi trenerami fitness...
No co Cię dziwi ten staż? Jak mówił Oscar Wilde - mężczyźnie w którymś momencie życia jest już wszystko jedno...
Ale myślisz, że ta monarchia jest tańsza?... Biorąc pod uwagę stan jej posiadania, ona coś zarabia, Duda zaś nic, podobnie jak Prezes Tysiąclecia, no więc rzeczywiście to mniej w tamtym wypadku kosztuje podatnika... Przy brytyjskiej królowej Duda jest dziadem. I w przypadku Dudy za kilka lat skończy się babci sranie...
No i ta przewaga, w żyłach... Jak się tak prześledzi drzewo genealogiczne Elżbiety II, no to widać, że tam płynie kropelka krwi Wilhelma Zdobywcy. To budzi mój szacun, no bo w końcu kiedyś tam Wiking zamoczył w tym swojego kutasa... Zatem God Save the Queen... Mąż dla przyzwoitości musiał odejść wcześniej... Po kądzieli to jeszcze coś, choć wnuczkowie niewiele mądrzejsi od PADa, mimo przywdziewanych czasem uniformów... Już ich tatę co rozsądniejsi nazwali idiotą... Gdyby nie był Księciem Walii, już dawno stanąłby przed sądem wojskowym...
Chuj i nie chuj - myślę że po prostu sraczka. Rzeczywista obawa przed kulą w łeb. Jak pokazali sowieccy ludzie - im tylko pretekst wystarczył aby dawno po abdykacji ubić Mikołaja. Niestety faceta bardzo źle wychowanego i żyjącego w innej epoce...
UsuńOcar to mówił z krótkiego doświadczenia :P ???
Za co ty mojego Karolka przed sąd wojskowy chcesz stawiać? Toć to przyszły monarcha! Proszę się od niego odseparować! Wspaniały to mąż! Czasem komiczny ale na boga - jego ojciec zażartował kiedyś, że po śmierci chciałby wrócić na ziemię jako śmiercionośny wirus - mordujący ludzkość - która jest zagrożeniem dla tej planety! Toć słowa prorocze! I potrzebne tej ludzkości bardziej niż kiedykolwiek! Wiwat Królowa, wiwat zmarły mąż jej Książe i następca tronu!
To nie ja... Kiedyś Karolek służył w marynarce, i był tak doskonały, że omal nie doprowadził do katastrofy morskiej... Gdyby był zwykłym żołnierzem, nie pałacowym, poszedłby po prostu siedzieć... To cymbał. Kiedyś mu jeden zirytowany profesor z Oxfordu odpowiedział na jego idiotyczne polemiki w kwestii leczenia raka - bo Karolek uwierzył, porzuciwszy marynarkę, że wszystko mona wyleczyć rumiankiem - Pańska pozycja to wynik przypadku, moja zaś, profesorska, to wynik długoletnich studiów i ciężkiej pracy... Proszę się zatem bawić, ale nie w moim ogródku...
UsuńA tato wizjoner... Powiem nieskromnie - jak ja. Ja tylko nie szedłem w wirusy, ale że Azja będzie naszym nieszczęściem - w to nie wątpiłem nigdy...:))