Nowy...
I jest nowy. Ledwo dotrwałem do tej północy. Ale się udało i piszę już w nowym roku (spokojnie nie tuż po północy tylko w ciągu dnia)...
Nie minął mi ból minionych strat ani cudownie nie ozdrowiałem - niestety. A by człowiek chciał. Ale mam rąbek nadziei i być może otuchy, że paskudny rok 2020 poszedł już w cholerę.
I choć nie wiem co przyniesie nowy rok. To chcę patrzeć w przód i pozbyć się przeszłości. Chcę iść do przodu, a nie w tył... I dziś jest pierwszy dzień przyszłości...
Komentarze
Prześlij komentarz