Wolność, wolność, wolność
Od północy z 8/9 stycznia 2021 jestem wolny. Zaliczam się do grona ozdrowieńców. Przeszedłem domowo SarsCov2 i żyje i nawet jestem we względnie dobrej formie. Zgubiłem kilka kilo. Nie jestem zdrowy na 100%, ale objawy które mam to podobno skutki uboczne covidu i mogą się utrzymać przez kilka tygodni lub nawet miesięcy. Wróciły mi popędy i głód - czyli mierniki życia...
Po 19 dniach mogłem opuścić mieszkanie w którym zaczęło mi już odpierdalać. I’ jest skazany na więzienie do kolejnego piątku. Choć przechorował zdecydowanie łagodniej Covid niż ja - dlatego państwowa służba zdrowia nie widziała potrzeby zrobienia mu testu... Byłby test - być może I’ mógłby wyjść z domu już w poniedziałek. No ale po co?
***
W sylwestra przeżyliśmy wielki stres bo tata I’ dostał info, że kolega z pracy z którym pracuje wylądował w domu z ciężką gorączką i podejrzeniem zapalenia płuc.
Sylwester, my obaj w izolacji, ja jeszcze bardzo słaby - ledwo do północy wytrzymałem. Znajomi dzwonią z życzeniami, a my nie dość że przed połową osób udawaliśmy, że jest wszystko Ok i jesteśmy okazami zdrowia aby nikogo nie martwić, poza osobami z kontaktu to jeszcze musieliśmy udawać zero stresu z powodu sytuacji. A ta była tym gorsza, że jeśli ojciec I’ by wylądował w izolacji, niemiałby kto się zając blisko 90-letnią matką i babcią, która jeszcze mieszka na zadupiu miasta w najodleglejszej dzielnicy na uboczu, do której w normalnym czasie ojciec jeździ dwa razy dziennie, a I’ weekendowo, kiedy robi jej wielkie zakupy. A ona o dziwo wszystko zjada - co nas niesamowicie dziwi...
Wiec ja zagadywałem resztkami sił znajomych, a I’ z kompem na kolanach szukał nocnej i świątecznej pomocy POZ i wydzwaniał po szpitalach, które mogłyby zrobić ojcu - test na przeciwciała. Ponieważ tata I’ przeszedł jak podejrzewaliśmy Covid w listopadzie minionego roku...
To udało się dopiero potwierdzić 2-go stycznia bez użycia bezużytecznego POZ-u, w prywatnej służbie zdrowia, kiedy ojciec potwierdził swoje podejrzenie badając przeciwciała. Wiec na pewno był już po spotkaniu z wirusem i nie mógł sprowadzić na swoją matkę zagrożenia...
***
Ale cośmy się najedli stresu - szczególnie kiedy sami byliśmy słabej dupy - to już zawsze będzie nasze. Gdyby nie ów ojciec - nie dalibyśmy sobie rady...
Nie możemy sobie pozwalać na taką bezradność i sytuacje które zagrażają najsłabszym ogniwom, dlatego dziś równo z północą wyszedłem na nocny spacer po parku. 2,71 kilometra w 38 minut. Bez szału ale uczucie wolności było czymś bezcennym. Nocny świat zachwyca. Cisza, brak ludzi. Migające okna od łańcuszków, gwiazd i podświetlanych choinek. Śniegi tulące każdą gałązkę w parku. Cudo.
W ciągu dnia I’ wysłał mnie na liczne zakupy. Pierwszy kontakt z ludźmi w 2021 roku... Co za dziwny czas. Ale żyje. Nie wiem czy całkiem jak przed. Czy spotkają mnie powikłania? Podobno tata I’ od listopada nie czuje zapachu. To było naszym wskaźnikiem, że przechorował Covid. Ja mam stany podgorączkowe ale to podobno standardowe powikłanie.
Na pożegnanie izolacji trafiłem na lekarza, który też przeszedł Covid i zalecił mi kilka badań zaczynajac od pełnej morfologii za kilka tygodni po tomografię płuc za kilka miesięcy. Ale ja się kurewsko boje badań, bo zawsze sobie wmawiam, że znajdą coś i kaplica. Ale na dziś nie czuje się jeszcze na pełnej mocy. To nie jest zwykła grypa - wszyscy mi mówią, że miałem naprawdę szczęście - i może warto wszystko sprawdzić bo to paskudny wirus jest był...
Komentarze
Prześlij komentarz